czwartek, 22 grudnia 2011

jeszcze grudzień

Moja maszyna do szycia doprowadza mnie do szału, mam jej serdecznie dosyć, marzę o nowej, aletegoroczny mikołaj jest głuchy na moje błagania. FAK.
No nic pozostaje nadal szyć z bluzgiem na ustach
Muza podsłuchana u S. Ten chłopak ma niezły gust, można się przedświątecznie pobujać amigas y amogos


Szyję i szyję, ale część rzeczy zapomniałam obfocić zamim poszły w świat, więc dzisiaj tylko ostatnie twory.

Nie jestem z nich zadowolona, nie lubię szyć w pośpiechu z dzieckiem na kolanach na maszynie która odmawia współpracy. Stresuje mnie to.
W międzyczasie uszyłam 3 dzieciate konie, takie jak już kiedyś wklejałam, ale z innych szmatek, wyszły fajnie. Nawet mi się podobały :D

A co u mnie ciekawego? W sumie nic, we wtorek mam jogę, zastanawiałam się, czy jest sens iść skoro pada śnieg poza tym nie byłam tydzień wcześniej, więc poziom zdrewnienia mam wysoki. Joga na 19.30, trzeba wyjechać o 19.15, o 19 podjęłam decyzję, że jednak jadę. Ściągam rajtki, szybki luk na łydki. Fak, to nie włosy tylko szczecina! Co robić, najdłuższe w miarę nadające się do użytku zewnętrznego legginsy są 3/4, łyda będzie wystawać. Rzut do szafki - uff, dresowe welurowe paskudztwo ciążowe niewyrzucone! zakładam, łydka przykryta, ale za to jakieś pęknięcie w kroku! Czas ucieka, ja nadal w polu, znaczy się w w przedpokoju. Dresy starego! To jest myśl, miał takie jedne niezbyt szerokie, ale gdzie one mogą być? No jakto gdzie, ponieważ były przymałe położył na szafie żeby mu na półeczkach nie zajmowały miejsca i jakiś włosowy gnój wykorzystał je jako łóżeczko!!!
Trzeba szybko podjąć decyzję:
- turkusowe legginsy w kropeczki w których wyglądam w sumie całkiem ponętnie, może nikt nie zwróci uwagi na dzika czającego się na łydkach
- fioletowy porozciągany welur - dzik zamaskowany, ale dziurka w kroku mało estetyczna
- zawłosione do granic możliwości męskie dresy

Pojechałam, spóźniłam się lekko, bo pogoda okazała się jednak mało sprzyjająca samochodowej jeździe, ale co założyłam?

wtorek, 13 grudnia 2011

Dresiary again

Ja pisałam ostatnio o niemocy? Wczoraj zadzwoniła do mnie poznana niedawno koleżanka z info o kolejnym kiermaszu i że może zrobimy wspólne stoisko. Na takie hasło od razu wzięłam się do roboty. Wczoraj wieczorem powstały cztery CatMamas, bo cieszą się one największym wzięciem.
Na żywca mają bardziej soczyste kolory.
Kompletnie nie mogę się ostatnio ogarnąć z prowadzeniem domu, bloga, szyciem, dziećmi, czasami pracą. Wszystko kosztem czegoś. Komputer wiecznie okupowany, teraz obok mnie siedzi wielbiciel Boba Budowniczego i umila mi pisanie skrzecząc bob, bob, bob, bob

poniedziałek, 12 grudnia 2011

pitu pitu

Przeglądam proszę Państwa swojego bloga i co? Nie wrzuciłam zdjęć piterków - portmonetek.
Są śmieszne, małe, kieszonkowe, na drobniaki, ale i grubsza kasa się zmieści :)


Pogoda jakaś taka niemrawa, ciężko się za coś zabrać, mam pomysłów kilka, ale jakoś niemoc mnie ogarnia. Może to już świąteczny paraliż?

wtorek, 6 grudnia 2011

pokiermaszowo

Na kiermaszu było super. Bałam się przed przeogromnie, ale jak się okazało nie było czego. Poznałam masę fantastycznych osób, nagadałam się, odpoczęłam od dzieci. No cóż, podoba mi się to :) Sprzedałam kilka zabawek, ale żadnej lali. Jak to pocieszająco ujął Si: to wcale nie znaczy że lale są beznadziejne, po prostu na tym kiermaszu nie było odbiorców na tego rodzaju sztukę. Miłe :)
Nawet jak jakiemuś dziecku się spodobała, to rodzicom niestety nie. Zupełnie ich nie rozumiem, one są takie śmieszne, bardzo podobne do mnie :) Kocie matki i kilka potworów znalazły nowe domy. Powymieniałam się na fajne rzeczy, co dla mnie jest równie ważne. W sumie kupujących nie było dużo, W. to specyficzne miasteczko, więc na takie przedsięwzięcie mój zarobek wydaje się ok. A całą zarobioną kasę i tak już wydałam.

Na prawdę mogłabym tak sobie pohandlować częściej, ale wyszukanie miejscówek, wbicie się na nie i tym podobne jakoś mnie przerastają. Pewnie tak do końca nie wierzę, że to co robię jest coś warte.
Bardzo sympatyczna Pani ze stoiska naprzeciwko (prawdziwa artystka, malująca obrazy olejem na szkle) zamówiła dla wnuczki konika. No to uszyłam.A następnego dnia Pani poprosiła o dziecko do konika. Tez uszyłam. I mam zamówienie na jeszcze jednego. Hurra!

Pierwsze koty za płoty. Cieszę się, że odważyłam się stanąć ze stoiskiem i mam nadzieję, że na tym jedynym razie nie poprzestanę.

A tak ogólnie to nie mam dzisiaj humoru. W sumie żadna nowość przeca :)

piątek, 2 grudnia 2011

mistrzyni szydełka

Czy wspominałam, że uwielbiam robić serwety? Coś mi się wydaje że tak, ale nie zaszkodzi wspomnieć jeszcze raz :)
Już dawno nie robiłam, no bo ileż można, masę porozdawałam, kilka sprzedałam, reszta leżakowała w szafie i dojrzewała do kiermaszu, ukrochmaliłam, porozpinałam na tapczanach, wyschły (nawet nie maskarycznie blaszane), i oto one







i na koniec jedna frywolitka się ostała, nawet całkiem nieźle wyszła
Jakoś nie gustuję w serwetkach, lubię szydełkować, ale położyć toto na stół to już nie moja bajka. Chociaż koty by pewnie doceniły :)

Pojechaliśmy przedpołudniem z chłopcem najmłodszym porozkładać nasz towar na stoisku. Moja koncepcja nie pokrywała się z koncepcją chłopca, więc na stoliku jest chaos. Następnie gdy przyszło do odjazdu Ziem zarządził że zabieramy lalki i koty do domu. Był niepocieszony, że mamy je tam same zostawić :)
Nerw mnie zżera, jakby ktoś z czytających dysponował wolnym kciukiem to poproszę o zacisk w mojej intencji. :*

czwartek, 1 grudnia 2011

dzień następny

z kwękaczem zagilowanym, przegoniłam go po lesie i padł i śpi. uff, chwila oddechu przy kompie i garach

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, sprawiają mi ogromna przyjemność. Ja nie strasznie peszę gdy ktoś mnie chwali, więc wirtualnie łatwiej, przynajmniej nie widać mojej zburaczonej twarzy z mega krostami, normalnie dur plamisty mnie zaatakował. Fak!
Dodawanie komentarzy muszę przeanalizować w wolnej chwili, jak nie wykorzystam jej na cos innego.
Miałam przygotowaną w myślach jakaś historyjkę do opisania, ale nie pamiętam :/ czy to początki alzheimera? Trudno, moze mi się przypomni kiedy indziej. Wklejam zdjęcia wyrobów, no wiem, że znowu te same, ale inna aranżacja, mój pomocnik przekłada, układa, przestawia, kładzie spać, karmi. Ma do tego dryg, czas pomyśleć o odpowiednim przedszkolu, żeby nie zmarnować takiego talentu ;)
Proszę zwrócić uwagę na fantazyjnie udrapowane chusteczki higieniczne na drugim planie, no czy to nie jest ręka mistrza? :D
aha, miałam wkleić przepis na ciastka, pamiętam Anno, alzheimera mam wybiórczego. Oczywiście że piję herbatę z cytryną. I z cukrem. Białym.
2 kilo na plusie mam, a miało być zupełnie w drugą stronę, nawet pozbyłam się przydużych ubrań, po co mają leżeć i się marnować. A tu ostatnio wszystko w pasie jakieś przyciasne, no niby jest możliwość, że się zbiegło w praniu, no ale czy jest sens się oszukiwać?

Czekoladowo – owsiane ciacha (z Veganomicon)
1 ¾ szkl mąki owsianej
½ ł sody
¼ ł soli
¼ szkl brązowego cukru
½ szkl cukru pudru
1/3 szkl oleju
1 ł siemienia lnianego
¼ szkl mleka sojoweho
1 ł wanilii
¾ szkl czekolady w kawałkach
moje modyfikacje
mąka = płatki zmielone w młynku
zamiast cukru = namoczone i zmiksowane daktyle, garść około, dodaję wtedy mniej mleka
siemię lniane mielę w młynku
czekolada gorzka pokruszona na kawałki, może być tabliczka, moze być pół J
mleko, siemię, daktyle, olej ucieram energicznie aż się dobrze połaczą i dodaję do maki z solą i sodą, wyrabiam łyżką, na końcu dosypuję czeko
na papierze do pieczenia układam łyżeczką i rozpłaszczam tąże łyżeczką kawałki masy (to bardzo wygodne i szybko idzie)
piekę 10 min w 175 stopniach

rosa’s tip: robić z podwójnej ilości składników i zajadać popijając czarną herbatą z cukrem i cytryną. Alzheimer i opona gwarantowane ;)

środa, 30 listopada 2011

domowa manufaktura

zakatarzone kwękające dziecko, brak słońca, bolący łeb, stres przed festynem, mimo iż to tylko powiatowe wydarzenie, zwykła niewiara w siebie, na rozpogodzenie chcieliśmy zapodać z siedzacym u mnie na kolanach pomocnikiem jakąś muzę, ale żaden z wybranych songów nie chce się wkleić odpowiednio
dobra ostatnie co mi przychodzi do głowy


udało się, wiem, że wszyscy już rzygają ta piosenką, w takim razie porzygamy sobie razem
byle tylko rota się nie przypętało tfutfu

lala, jak mówi Ziemcio, ten lala tam, pousadzał je na pianinie, takie bluzkowe przytulasy. Ja to jak wpadnę w trans to opracowuję sobie patent na usprawnienie szycia, np najpierw nogi, liczka przy filmie itp. I jadziemy ;)

A tu kolejni dresiarze, tym razem prehistoryczni


i jakaś ketmama też się musiała się przypałętać

i trzy korony ;)


miało być więcej, ale książę przeszkadza w pisaniu, co prawda aktualnie przycupnął na tronie, ale i tak co chwila nawołuje

Tylko na koniec rozwiązanie erotycznej sennej zagadki, już wiem skąd ten wąsacz w moich myślach, przeca Fra ogląda tankową brygadę, a gieroj z moich marzeń to wypisz wymaluj Grigorij :D

piątek, 25 listopada 2011

nie mam czasu na pisanie


w przyszły weekend kiermasz http://www.etnowolomin.pl/
na którym mam swój stolik, jeszcze nie mam pomysłów na aranżację stoiska, na razie szyję
potem obfocę i pokażę co
najpierw znowu Grabaż, lubię ten teledysk,

podwójne ma dno hehe

w ramach ciekawostki opiszę swój niedawny prawie erotyczny sen
otóż siedzę sobie w pracy przy kompie, otwierają się drzwi, wchodzi facet, patrzę na niego i świat zamiera, powietrze staje się ciężkie, znam go, pracowaliśmy razem w poprzedniej firmie. Nie możemy oderwać od siebie wzroku, powietrze jest naelektryzowane, robi mi się gorąco, on podchodzi, ja wstaję, obejmujemy się. Napięcie jest nie do zniesienia. Budzę się oblana potem. W moim śnie ów facet wyglądał spoko, natomiast w rzeczywistości ubierał się w tureckie swetry, studniówkowe koszule ze srebrną nitką, spodnie od gajera z portfelem i grzebieniem w tylnych kieszeniach, buty ciastka z frędzlami, WĄSY, grzywka, czarne łapska, elokwencją nie grzeszył (ten tego, ręcami, swetr). Przerażam sama siebie, pytam się Państwa czy nie mógł mi się przyśnić Dejwid H. ze słonecznego patrolu?

I obiecany teatr, zdjęcie kiepawe, i nie do końca skończony, ale nie mam nic lepszego
a tutaj http://www.tropyprzyrody.pl/index.php/warsztaty-przyrodnicze na samym dole można obejrzeć teater w akcji

słońce wyszło aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, kocham słońce, od razu przypływ pałeru
biorę się do roboty przy iluzjoniście http://www.iplex.pl/filmy/iluzjonista,3686 bardzo polecam. Simon tez poleca :)

czwartek, 17 listopada 2011

Plan Be

na rozgrzewkę, żeby nie było, że ja tylko same smuty zamieszczam
trochę żywszej muzyki, kiwamy się z Ziemniaczkiem w prawo i lewo i tupiemy nóżkami

Koleżanka sprezentowała mi bluzę, teoretycznie dla F, ale za krótkie rękawy, natomiast świetne paski, szkoda było komuś oddać ;)
Przerobiłam na rodzinę Be
Poznajcie ich, ten milutki to Szczęka
A tu wszyscy w komplecie: Aztec Mama, Jogin, Niskozawieszona, no i znany już wszystkim Szczęka. Dziewczyny mają młode w kieszeniach.
Uszyłam również teatrzyk, ale kiepskie mam foto, na szybko robione, bo wykańczałam w ostatniej chwili, to mój styl pracy jest, najpierw bimbam, a potem się spinam. Wkleję może jutro bo już mi znudzony pomocnik każe czytać Dźwig Darka (a nie jest to moja ulubiona pozycja książkowa).

wtorek, 1 listopada 2011

opad listowia

tradycyjnie na początek muza, jak nie kochać tej babeczki?

od lat jest jedną z moich faworytek

dzisiaj mega zdjęciowo, kilka robótek, ostatnich, starych, oraz nie moich, miszmasz jesienny
Chociaż jaka to jesień? Kiedyś, na pierwszego listopada to na cmentarzu moda zimowa raczej panowała, pelisy z nutrii i dobrane do nich czapeczki. I to całkiem młode (w moim wieku znaczysię) osoby nosiły te nietwarzowe truchła!!! No dobra, ja też w latach 70 (ale dziecięciem będąc) miałam coś na kształt kożuszka, białe, ciężkie paskudztwo przepasane paskiem, normalnie jakbym z syberii przyjechała, a nie na 2 godziny stania na cmentarzu szła. Nienawidziłam tej salopki szczerze. I co? Skończyła jako poduszka. Dobrze jej tak.
Bo moja mama też była recyclingowcem, ustój i środki finansowe (a raczej ich brak) zmuszały do kreatywności. Przerabianie, farbowanie, drutowanie, szydełkowanie to był świat w którym się wychowałam i pewnie jako skorupa za młodu nasiąkłam hehehe :D

Nasiąknięta nadal przedstawiam dziecięce piłeczki z polarowo/dresowych resztek,
spódniczkę z czarnych resztek, nie mam dobrych zdjęć, bo nikt nie chciał się w nią wbić, a już byłam na granicy przekupstwa. Chcąc nie chcąc sama jako modelka występuję i nie umiałam się dogadać z fotografem o jakie ujęcia mi chodzi. ;)
Spódniczka jak spódniczka, niby bombka, z drugim dnem - znaczy się podszewka w kropki. Lubie takie wesołe akcenty, nawet jeżeli nikt groszków nie widzi to ja wiem, że są :) a na rączce mam cud mitenkę od kofi. POLECAM!!!
są miękkie, ciepłe, wzór warkoczowy to jeden z moich ulubionych (bo nie potrafię zrobić, po 5 rzędach dostaję szału i pruję)


i na zdjęciowy koniec moja fryzura. Koko splotła, ma dziewczyna zręczne ręce, co nie? Dla mnie rewelacja, uwielbiam. :)
Dzisiaj już rozplotłam po 4 dniach (i nocach) noszenia, lekko mi się rozwaliły. Więc aktualnie mam afro, african queen ze zbyt mocno wygolonymi bokami bo się Blejkowi maszynka przestawiła.

Ale, ale, ale

Rzutnik działa. Było ciężko, jeden prawie doktor inżynier i jeden przyszły doktor inżynier walczyli dzielnie i obejrzeliśmy
- Tomcio Paluszek - naświetlona tylko górna połowa, musiał improwizować z tekstem a, że bajka ta nigdy nie należała do moich ulubionych improwizacja była wielka
- Jugosławia - bardzo była dziwna i rozpoznaliśmy tylko Mostar, okazało się że film zamocowali odwrotnie
-Kaczka Dziwaczka - tu byłam w domu, bo znam to na pamięć, nawet śpiewaliśmy, nadal coś szwankowało z oświetleniem całości
- Zwierzęta z kręgu polarnego - dla mnie hit, prawie się pobiliśmy zgadując co też może być na slajdzie :D
zabawa przednia, dzieci duże i małe zachwycone, kupa śmiechu. Dzięki O :*


Czas rozgrzewać piekarnik, dzisiaj tarta z porem. Na cieście francuskim z biedry, po raz pierwszy więc nie wiem czy będzie jadalna. Oby.

wtorek, 25 października 2011

ku pokrzepieniu

Waszemu i swojemu pokrzepieniu. Muza też krzepi


Od tygodnia na szafce w przedpokoju leży paczka, nierozpakowana. Mówię wczoraj do P, żeby to zabrał i zwolnił miejsce na inne rzeczy. A ten, ze przecież to moja paczka. No tak. Jeszcze nie otworzyłam więc kochana O. nie wiem czy rzutnik działa, ale jak sprawdzę to dam niezwłocznie (powinnam się wyrobić w ciągu miesiąca :D) znać.
Paczki i poczta to ogólnie dosyć drażliwy temat jest. U nas w mieście poczta to porażka i na dodatek daleko. Taka do odbierania, bo ta do wysyłania to o połowę bliżej ale czynna w godzinach niedozapamietania . Dzisiaj byłam na tej do wysyłania, z naręczem drobnych pakunków i jednym ogromnym (naprawdę muy grande) pudłem, torebką w paski własną, dzieckiem płci męskiej i trzema pluszowymi kotami i małym szmacianym ptaszkiem!!! Ptak i koty nie wiedzieć czemu nie mogły poczekać w samochodzie. Prawie wszystko udało mi się wysłać, oprócz tego mega pudła, bo nie było zapakowane w szary papier, no nie było, ale po pierwsze primo szarego akurat w domu nie miałam, po drugie primo zamalowałam markerem newralgiczne napisy, ale jak się okazuje niedostatecznie dokładnie. Obok poczty jest papiernik, stwierdziłam, że nie będę milion razy jeździć to kupię papier zapakuję i już. Papiernik otwierają o 10, mieliśmy z dzieckiem i pluszowym zoo jeszcze 20 min, to skoczyliśmy do taniego ciuszka. Poszukać zielonych materiałów i coś nawet nam się udało znaleźć, zielonego i fioletowego. Z powrotem do poczty-papiernika, parkujemy, wysiadamy, lecimy, a na sklepie karteczka, że dzisiaj od 12. :D Pudło nadal w samochodzie.

W zeszłym tygodniu zajechałam na bazarek w celu kupienia kalafiora, ale spotkałam dawno niewidzianą koleżankę, gadałyśmy i gadałyśmy, Z już zdążył lekko skostnieć, więc szybko do pierwszego straganu, kalafiorów niet, le za to pyszna bezłykowa fasolka szparagowa. Wzięłam, chociaż moje ostatnie doświadczenia z fasolka były zniechęcające. Fasolka okazała się tragiczna, kasza gryczana wyszła jakaś sucha, aby urozmaicić ten nieciekawy posiłek postanowiłam podać ogórki kiszone, otwieram słoik, jakoś takie dziwne mi się wydały, ale spoko zanurzyłam rękę i wtedy ze słoika uniósł się fetor. Oho, ogórki tez niejadalne, ale to nic, trudno. Niestety odór przylgnął do mojej dłoni na amen, a ja miałam w planach wyjście na warsztaty!!! Szorowałam, moczyłam, nic, spryskałam się w końcu perfumą od stóp do głów, lepiej wyjść na modnisię niż śmierdziela ;)

Nowa torba dla B, z pięknymi biskupimi akcentami + czarny len. Mam nadzieje że się spodoba :)

strasznie ciężko w moim domu o modelkę/modela, tym razem F udało mi się namówić do pozowania

czwartek, 20 października 2011

Rome wasn't built in a day

Ciężko się zabrać za pisanie. w głowie poukładane tylko na klawiaturę przelać. poukładane, ale wcale nie wtedy kiedy przy kompie siedzę, bo wtedy to biała dziura. I jeszcze na dodatek to wnerwiające wypadnięte "p" mnie zniechęca, jak na zlość występuje w 80% wyrazów chyba. I jeszcze błędy, no tyle ich robię, że potem godzina poprawiania, głównie literówki wkurzające :D

Nienawidzę rowerzystów pędzących rano na swoich jubilatach i ukrainach nieoświetlonych do pracy/pociągu/gdziekolwiek. Ja ich zauważam w ostatniej chwili, całą trasę przebywam w stresie że się ocknę za późno, bo przeca o 6 rano zimową porą (a taka już dla mnie nastała) prawie przysypiam za kierownicą. Prawie. Bo w samochodzie który nagrzewa się gdy dojeżdżam do pracy (7 km) jest za zimno po prostu. Ale dzięki temu że to to jest track kierowcy większych aut traktują mnie jako swojaka i nie mam problemów z wbiciem się w szpaler hehe.

Mam katar od niedzieli, boli mnie nos, jak byłam we wtorek na jodze to siąkałam niemiłosiernie, aż mi było głupio. A byłam wylansowana w turkusowe leginsy w kropki i czarna bluzkę. Chciałam założyć fioletowe leginsy, ale wydały mi się zbyt obcisłe, wyglądałam jak parówka. Fioletowa. Na szczęście nikt tam nie jest specjalnie wystrojony, więc nie odstawałam w turkusie. Bardzo się cieszę że zdecydowałam się chodzić, przed pierwszymi zajęciami miałam pietra i prawie uciekłam sprzed MOK-u, ostatkiem sił się zmobilizowałam i było fajnie. Chociaż jestem zdrewniała i kondycyjnie też nie za bardzo to na tle grupy nie prezentuję się jak ostatnia łamaga :)

Torby żadnej nie udało mi się sprzedać, ale w sumie kupujących nie było prawie wcale. Trochę się stresowałam, bo ja niestety biorę to bardzo do siebie, ale może przy innej okazji się uda. Piosenkę wybrałam podnoszącą na duchu w tym temacie :)

Zdjęciówka to pyszne zwijki z jabłkami od teściowej B, ciasto drożdżowe wegan. Mniam.


wtorek, 11 października 2011

znowu torby

tym razem hurtem wklejam
ale jak zwykle najpierw muza

z dobrym podkładem w tle to od razu inaczej się pisze. czyta pewnie też :D

może kogoś ciekawi co ja tak hurtowo te torby tworzę? otóż jadę w piątek do znajomych i może uda mi się dla nich (toreb nie znajomych) znaleźć nowe domy :)

wczorajsza modelka mi szybko uciekła i zapomniałam o zdjęciach, dzisiaj poprosiłam mamę o pomoc. zdjęcia takie sobie, ale ciemno jakoś było, zimno, modelka ubrana w milion ciuchów z których każdy lepszy od drugiego, na szczęście na krzesełku wisiał żakiet, więc jeszcze wbiła na te swetry.

pierwsza Osa, materiał z darów od niedoszłej wczorajszej modelki (dzięki B.)

druga Nibyfolk z obruska, który już raz występował w naszej opowiastce
trzecia Spódnicówka Oczopląs, ale z czego uszyta???? ;)
pewnie że ze spódnicy :D
czwarta Morowa Porowa, ze spodni hehe


dzisiaj tylko tyle, idę szyć :)

piątek, 7 października 2011

ciasto marchewkowe

najpierw muza, Simon mi kiedyś puścił i polubiłam, zwłaszcza samba mnie kręci :D


Ciasto Marchewkowe z Kuchareczki (cycki w garnkach - bardzo lubię :D)

5 łyżek mleka sojowego lub innego
20 dag cukru
0,5 kg maki
3/4 szkl oleju
3-4 starte marchewki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1łyżeczka sody
cynamon, gałka, imbir, lub przyprawa do piernika
bakalie jak się ma i lubi

wymieszać, piec około 1 godzinę w 150 stopniach
mi wychodzi zawsze,
a nie, nie zawsze, raz zrobiłam w wersji pumpkin i był zakalec :/

uszyłam 2 torby kolejne, po niedzieli zrobię foty. Miałam dzisiaj pstryknąć, ale modele z rana uciekli, a stanowczo wolę torby na kimś pstrykać. Manekina nie mam. A prawie miałam, zajebisty krawiecki oldskul, z tej likwidowanej szwalni z której mam mnóstwo rupieci :D . Manekin też był, zostawiłam sobie w nieużywanym pokoju i ciągle zapominałam zabrać do domu. Tzn daleko nie było, ale on jakiś nieporęczny do niesienia i miałam podjechać autem któregoś dnia. Nie zdążyłam, jeden gnojek mi go zepsuł. Byłam wściekła, ale z drugiej strony to po części moja wina. Chyba nigdy do końca nie przeboleję.

Byłam dzisiaj w ciuszku rozejrzeć się za fioletowymi/turkusowymi zasłonami. Nie było, ale oczywiście nie wyszłam z pustymi rękoma. Mimo iż Z wcale nie współpracował tylko kwękał, 5 razy chciał siku, 3 razy przewrócił się na podłogę i powkładał mi do koszyka ciuchy które nie wiem dla kogo miałabym kupić. A jak się zapytałam kogo miał na myśli wybierając sraczkowatą koszulę w rozmiarze XXL odparł że Szymka. Gust i oko nie po mnie :D
W przymierzalni szarpał zasłonką, na szczęście nie jestem zbyt pruderyjna a poza tym nie mierzyłam stringów tylko dżiny. Leżały świetnie, grzechem byłoby nie wziąć za 9 zł. Bo dzisiaj kilogram po 15 był. A jak już grzeszyć to na całego więc dorzuciłam jeszcze jedne dżinsy w zajebistym fasonie, ciut na mnie za duże, fantastyczną młodzieżową bluzę z myślą o którymś z chłopców, fioletowe leginsy (myślałam że to fason 3/4 a one chyba na 10-latkę są, ale się spoko wcisnęłam, kolor mega soczysty) dziecięcą bluzkę z czaszkami, morski golfik damski i bluzkę w paski pomarańczowo-granatową.
Zakupowy szał. Ja ty bym mogła dla kogoś kupować, często jak jestem na lumpach to znajduję rzeczy które moim zdaniem pasowałyby do osób które znam. może to jest pomysł na biznes :D

wtorek, 4 października 2011

busy day

muszę pracować, a że praca przed kompem, to robię 100000000000000000000000 innych rzeczy. dżizas ja zupełnie nie umiem się skupić na jednej rzeczy, to tak tchnie nudą, że na samą myśl o nieprzerwanej pracy opadają mi członki
piosenka ma w tytule busy, co prawda line, ale w sumie jaka to różnica :D zwłaszcza że wykonanie jedno z moich ulubionych



ja w sumie tylko chciałam napisać, że spotkałam dzisiaj jeża na drodze. rano jechałam do racy, szarówka jeszcze była, przysypiam za kierownicą, coś na ulicy mi mignęło, myślałam, że to śmieć, a tu nagle śmieć ożył. serce mi stanęło, ale przeszedł mi między kołami ufffff

poniedziałek, 3 października 2011

bez zdjęcia

w sumie mogłabym jakieś foto wysupłać z laptokowej otchłani, ale mi się nie chce.
za to music zarzucę


czemu taki wybór?
No bo oglądam dzisiaj do gotowania Obywatela Milka http://www.filmweb.pl/film/Obywatel+Milk-2008-465240
i jakoś mi się skojarzyło. Ale wcale nie przerzuciłam się na bardziej ambitne kino na stałe, tylko chwilowo odpoczywam od kiczyku. Bo ja lubię kicz, ale on jednam męczący jest. Wybór filmów jest nieprzypadkowy, wykupiłam sobie abonament na iplexplus i wrzucam jak mnie coś zainteresuje. polecam.
milka i iplex

w sobotę na ciuszku spotkała mnie miła przygoda. Najpierw poszłam do tańszej części, w sumie bez przekonania, bo byłam we wtorek (turkusowy golf z krótkim dla mnie i 7 sztuk odzieży dla Ziem!!!!! szał, szał, szał, zestawy pidżamowe) i w piątek (fioletowa bluzka, czarna z gołymi plecami, świetny fason, dżiny, zielona bluza dresowa, dla mnie, Z przeca już obkupiony). A tu niespodzianka. Kurtki!!!! Przecież od 2 lat szukam kurtki. Rękawy podkasane i przystąpiłam do przeszukiwań, no i bach, 3 sztuki fajne w moim rozmiarze. Wszystkie fajne, chyba ze 20 min mierzyłam i kazałam wszystkim babom mówić w której lepiej wyglądam. We wszystkich oczywiście. Ta w której najlepiej się czułam nie miała kaptura i kolor brązowy, w sumie bym ją wzięła pomimo wad, ale zauważyłam za szczęście, że suwak się rozchodzi. O nie! Dwie zimy chodziłam w kurtce z rozłażącym się suwakiem, no bo przecież szkoda wyrzuć. Brąz out of competition. Druga to było czarne Umbro, niezły fason, ale stwierdziłam, że nie wygląda jednak na wodoodporną. Nie miałam zamiaru w niej jeździć na żagle co prawda, ale w lesie z psem na spacerze też można nieźle zmoknąć. Czyli została czarna fajna wodoszczelna z kapturem.
No ale gdzie ta przygoda? Może sobie ktoś już pomyślał pod moim adresem, że siedzi dziewucha w domu to wyjście na bazar dla niej jak skok na bandżi prawie.
No prawie, ale jednak nie do końca. Bo przeszłam potem do straganu z odzieżą bardziej wyrafinowaną, po 20-25 zł za szt. Znalazłam fajną tunikę nietoperz, cienka, szaroniebieska, fason bomba, ale pomyślałam że za droga to odłożyłam, babka obok mnie jakby tylko czekała, od razu myk do rączki. Przerzucam tony swetrowe dalej, znowu tunika, z krótkim, cieplutka, niezła, ale kolor nie mój, odkładam, pani znowu jakby czekała. To ja do spódnic, znalazłam minówkę falbaniastą w karteczkę, przykładam do siebie, odkładam, pani chwyta. Odwracam się z uśmiechem do niej, a ona, że zauważyła, że ja mam oko do ciuchów i dobry gust, bo ona już 10 min przede mną była i nie umiała nic wygrzebać, a te ubrania co ja znalazłam takie modne, to ona dla córki weźmie. Może bym jeszcze jej pomogła kożuszki przejrzeć? SŁABO? Może bym i pomogła gdybym miała więcej czasu, ale zrobiło mi się bardzo przyjemnie po słowach tej pani. Ot i cała przygoda :D

Moja prawiejużznaleziona dziewczyna do hiszpańskiego, zrezygnowała niestety, ale nie myślcie sobie, że przeze mnie, nawet nie zdążyłyśmy się poznać. Więc zainwestowałam 9,90 zł w Blondynkę na językach. I jestem bardzo zadowolona, kurs jak dla mnie stworzony.

Idę trzeć marchew przy Milku

niedziela, 2 października 2011

Torby i Gruszki

mam nadzieję że wszyscy się stęsknili za wiadomościami beżącymi z mojego świata

na pierwszy ogień torebki. Jestem z nich bardzo zadowolona, niezły fason mi wyszedł :) i wygodne są
Kolorowa przerobiona z uszytej jakiś czas temu modnej ale niepraktycznej :) spód ze skajowych spodni z ciucha. Kupionych z reszta w takim celu, bo fason był zupełnie do niczego.
Suwak i pasek
I kieszonki w środku. Ja zawsze do zdjęć łapię cokolwiek i wrzucam
Druga większa, ale ten sam fason, z obruska z lumpeksu, materiał lniany, ale nie 100%



Jeszcze dwie skroiłam :)

Gruszki, patrzeć się na nie nie mogę, dziecko też, przerobiliśmy 15kg. Część zjedliśmy, sporo poszło na dżem skandynawski - wyszedł niezły. Ale miałam dylemat co z resztą. Znalazłam na ulubionym forum przepis na gruszki z płatkami migdałowymi według pięciu przemian. Ok, pomyślałam sobie, dam radę. Gruszki obrane, starte, 21 wieczorem, przystępuję do działania, że zamiast limonki dałam cytrynę to raczej przemianom nie zaszkodziło chyba, no ale następny krok to była kurkuma, nie miałam, sklep zamknięty, rzuciłam cynamon, i zonk, to nie ta przemiana. Trudno, zrobiłam do końca, wyszedł smaczny, ale ponieważ gruszki nadal zalegały w kuchni to postanowiłam zrobić gruszki według przepisu na jabłka z kurkumą według PP. Tym razem zgromadziłam zawczasu potrzebne składniki, przepis miałam cały czas wyświetlony na monitorze, ostatecznie to nie może być chyba aż takie trudne. Namoczyć morele na noc. Woda zagotowana, morele w misce, ale dzięki bogom zerknęłam na przepis. Jakie morele w misce? Najpierw wrzątek, potem morele. UFFFF
Następnego dnia oglądając Miłośc na wybiegu (gniot, ale do gotowania jak znalazł) starłam gruszki i dalej wg przepisu. Kurkumę sypnęłam, morele, gałka, wszystko po kolei przemiany zachowane, gruszki bulgoczą. Dobra, pogotowały się, próbuję. Dżizas, może i jabłka z kurkumą to smaczne, ale te gruszki, sama kurkuma!!!! Kto to zje???? Nie zastanawiając się długo dodałam swoje przemiany i przemieniłam ten dżem w wersję bardziej jadalną. Wg 12 przemian. A jak nie wejdzie to zrobię szarlotkę/gruszotkę, zaproszę znajomych i będzie git :D

Mam 30 słoików dżemów z nutą gruszki, a u nas nikt dżemów nie lubi. Jestem beznadziejna, następnym razem zrobię wino :D