niedziela, 30 września 2012

The Lizards


Tytuł posta to prawie jak nazwa dla jakiegoś zespołu metalowego z lat 80-tych, a może i taki był? Nie mam czasu sprawdzać, bo jak zwykle w biegu. Znaczy się szyję torebki jutowe, i jako przerywnik postanowiłam przycupnąć przy kompie. A jak już cupnęłam to przypomniało mi się, że przeca zdjęć jaszczurów nie wklejałam. No to wklejam
Są to miłe zwierzątka, na zamówienie, dla chłopca, który uwielbia ten rodzaj gadów, uszyte z bluz dresowych, zielona podobno wygląda jak traszka :)





Miewam ostatnio przedziwne sny. Opiszę jeden
Stoję na przystanku przy Dworcu Centralnym w Wawie, czekam na kolegę z którym mam jechać autobusem na casting do programu Mam Talent. Kompletnie nie wiem co mam w tym programie zaprezentować, chyba nie śpiew, mam ze sobą jakieś torby, już mam zajrzeć do środka i szukać podpowiedzi o moim rzekomym talencie, kiedy pojawia się kolega. To Joel Fleishman z Przystanku Alaska, okazuje się, że jest chyba nawet moim chłopakiem. Nieco zszokowana, zaczynam studiować rozkład jazdy, wybieramy się w okolice Torwaru, przyjeżdża autobus, Joel ma zły humor, wrzeszczy na mnie czy na pewno wszystko wzięłam. Mówię, że chyba tak, nadal nie wiem co mam/mamy przedstawiać. Dojeżdżamy na miejsce, tłum ludzi, Joel mówi, że spróbujemy się przepchać do początku, może dla tancerzy jest inna kolejka. Tancerzy??? Ja mam tańczyć na castingu? Niby okej, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć żadnego układu, nie wiem co będziemy tańczyć, czy w ogóle ćwiczyliśmy? Zaćmienie, no ale idziemy, rzeczywiście tancerzy wpuszczają poza kolejnością, wchodzimy do jakiejś sali gdzie mamy się przebrać. Pełna niepokoju zaglądam to toreb które tachałam przez pół miasta, a tam stroje regionalne z Tyrolu. Robi się coraz ciekawiej, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek jodłowała wykonując do tego jakieś wygibasy, ale może Joel jest mistrzem a ja mam służyć za tło. Wciskam się w ciuchy, blond perukę z warkoczami, nawet dzierżę w dłoniach patyczek i mam pluszową owieczkę. To jakiś horror, jestem kompletnie roztrzęsiona i gdy Joel w kapeluszu z piórkiem syczący do mnie żebym nie zepsuła występu ciągnie mnie w kierunku sceny, napięcie sięga zenitu i się budzę.
A szkoda, ciekawa byłam czy umiem jodłować :D

środa, 26 września 2012

kołderka dziecięca

A to drugie dzieło, które po butkach zajmowało moja maszynę. Kołderka dziecięca, patchworkowa, z imieniem, chłopięcym lookiem, kolorowa, miękka, ciepła. Dla nowego obywatela naszego świata :)
Mam nadzieję, że się spodoba, rodzicom, bo młode jeszcze chyba nie ma wyrobionego gustu :)

Fajnie się to szyło, pracochłonne, ale zmuszające do myślenia :)





 Ziemciuch wczoraj wieczorem nabił sobie kolejnego guza - spadł z kanapy na stolik, rąbnął czołem, co za okropne przygody go ostatnimi czasy dopadają.

Dzisiaj mało pisania, bo obiad w proszku (ziemniaki i dynia przykręcone na kopytka) i dopóki chłopiec ululany podstępnie w samochodzie jeszcze śpi to muszę ogarnąć przestrzeń i te kopyta.

wtorek, 25 września 2012

Slingshoe vol kolejny

Zaniedbuję ten blog okrutnie, nawet nie piszę, że postanawiam poprawę bo wstyd tak rzucać słowa na wiatr. Prawda jest taka, że mam mało czasu na wszystko, praca, dom, dzieci, zwierzęta, szycie i na blogowanie czasu nie starcza. To znaczy na samo pisanie to jeszcze by się znalazł, ale te foty moja zmora, zrobić w miarę gustownym aranżu, zgrać, zmniejszyć, wrzucić, ględzę jak technopierdoła, ale to mnie czasem przerasta.

Ostatnio dużo czasu zajęło mi szycie butków dla zachustowanych dzieciaków. Slingshoe się nazywają jakby jeszcze ktoś nie wiedział, tu ich profil na fb http://www.facebook.com/SlingShoe . Polecam, miękkie, ciepłe, w różnorakiej kolorystyce. Moje ulubione to zebra :)
Tak więc szyłam i szyłam i szyłam i szyłam i już mi bokiem to szycie wychodziło, bo to w kółko to samo, mało kreatywne takie. No ale udało się, 45 par zeszło z maszyny.




Ależ dzisiaj piękna pogoda, wzięliśmy się z Ziemciuchem za porządki w naszym mega zaniedbanym ogrodzie, chwasty jak w dżungli, Ziemek pomaga wyrywać, co prawda razem z chwastami wyrywa również rośliny (dzisiaj truskawki) no ale nie wybrzydzam, bo reszta rodziny do pracy w tym temacie się nie garnie, więc jak to mówią darowanemu koniowi.
Ziemniaczek ma ostatnio falę wypadków, spadł ze schodów (śliwa na oku), ugryzł go pies (ślady po zębach na nóżce) a dzisiaj wywalił na siebie rower. W koszyku miałam zakupy sypkie w pudełkach - siemię, sezam i ryż, część wysypała się na ziemię - to już zostawiliśmy dla ptaków, a pozostałe pomieszane kopciuszkowaliśmy w domu. Z efektem raczej żenującym, przynajmniej jeżeli chodzi o małe paluszki.
Kupił też sobie dzisiaj w ogrodniczym rękawiczki do pracy w ogrodzie - różowe w kwiatki (chyba do kompletu do adidasów) i jak jechaliśmy na bazar to jedną zgubił. Wracałam tą samą drogą rozglądając się na wszystkie strony i pocieszając poturbowane przez rower i emocjonalnie wykończone zgubą dziecko, ale nie znalazłam. Na szczęście jak dojechaliśmy do domu pogodził się ze stratą, wdział rękawice i ruszył do walki z chwastami.

środa, 12 września 2012

robota wre

Dzisiaj szybko, nie mam czasu, wykorzystuję chwilę, że dziecko ogląda Boba B. i wrzucam com ostatnimi dniami stworzyła.

Torby wg standardowego mojego wykroju, mam w głowie, a nawet już na warsztacie coś innego, ale nie skończyłam jeszcze, bo prototypy zawsze mi zajmują więcej czasu (chyba to w sumie normalne). Tak więc dwie w kolorach jesieni :)

Pierwsza z batikowymi aplikacjami, uszyta ze spodni w jodełkę. Wycięłam ją już dawno temu, materiał mi się podobał, ale jakiś taki nudny był, czekał i czekał, aż się doczekał na ożywienie. Moim zdaniem wygląda super, tylko na zdjęciu kolor nieco inny mi wyszedł :( bo w naturze to jest brąz (ta jodełka aj min). W środku róż z czarnymi wzorkami.




Druga uszyta ze spódnicy z cienkiego lnu, aplikacje już były (dla nich tą spódniczkę nabyłam, z myślą o torbie, nie o ubieraniu siebie). W środku niebieski obrus.





Sowy, nie umiem już bez nich żyć, one są takie rozbrajające i świetnie się je szyje :)
Beżowa z mojego sweterka (bardzo go lubiłam), czerwona z bluzy Fra, która miała rękawy przykrótkie, a te w sowy z bluzy dziewczęcej w sowy (!)




Wymarły? Wcale nie, po prostu się zmutowały i są teraz o wiele mniejsze (bardziej ekonomiczne - mniej jedzą i mniej miejsca zajmują). Po prostu stegozaury - miękkie, podręczne, a nawet podpaszkowe (Ziemciuch nosi swoje zabawki pod pachą i kiedy mi wręcza to też stosuję tą samą metodę)




Żyrafa? Dziwny koń? Okapi? A może brakujące ogniwo??? Nieważne, ważne, że jest śliczna :)



Miało być krótko, to jest, Bob powoli dobiega końca, a chłopak o stu rękach plus blogowanie zupełnie ze sobą nie współgrają :) pa

niedziela, 2 września 2012

Double Trouble

 Nieszczęścia chodzą parami, ale w tym przypadku to nie nieszczęścia tylko szczęścia podwójne. Głównie kotowe, bo mają one największą popularność, w sumie się nie dziwię, no bo jak można nie lubić kotów?
No wiem, że można, to pewnie brak jakiegoś genu ;)

Ale moje koty (i inne zwierzątka i stwory też) są specjalne, one przynoszą szczęście. To może być dlatego, że szyjąc każdą zabawkę gadam do niej, nadaję im imiona, wrzucam positiv vibsy, trochę czarów (wróżka Rosario do usług) trochę zabawy i zwierzaki mają własne ja. :)

Poznajcie dzisiejsze bliźniaki, niby podobne, często prawie takie same, ale jednak różne, z wyglądu jak i z charakteru :)

Pink Panik - kolor brudny róż, materiał ze spodni takich miękkich obcisków, moich własnych, ale się popruły w pasie i naprawiać mi się nie chciało. Miłe w dotyku, miłe w obejściu, nieco płochliwe, nie przepadają za ciemnością, od razu myk pod kołdrę (koty znaczy się, nie spodnie ;) )



Red Cats - to w sumie trojaczki były, bo już się jeden taki pojawił wcześniej. Ma nowy dom, to myślę, że i rodzeństwo szybko znajdzie. Bluza dresowa młodzieżowa była punktem wyjścia. Przekorne i zadziorne, ale mega przytulne, a jak coś się dzieje, to murem za człowiekiem stoją.



Flower Power - bluzka damska od Madam, była fajna (bluzka), ale ja w niej wyglądałam tragicznie, chyba styl neohippie mi nie pasi. A dziewczynom miauczącym jak najbardziej, wyluzowane, podróżniczki, szybko nawiązują kontakty, robią innym kotom wesołe psikusy, nigdy z nimi nie jest nudno.



Psychodelicats - sukieneczka dziecięca, nabyłam ze względu na cudny wzór, który pasuje do kotów. Te to są dopiero zakręcone, czasami mam wrażenie, że nie wiedzą w jakim świecie żyją, takie mało realne marzycielki z adhd.




Szczęścia Brązowe - to nie koty jak widać (czy aby?) tylko żyrafy, tak mi się przynajmniej wydaje. Uszyte z damskiego topu, który nabyłam żeby zadawać w nim szyku na nadmorskich bulwarach, ale jeden rzut oka w lustro udowodnił mi, że szyku to ja raczej w tym fasonie nie zadam. Nie ja to ktoś inny, padło na żyrafki, młode są jeszcze to im wszystko pasuje, koraliki we włosach (grzywach???) paski, kropki, brązy. Lubią dobrze wyglądać, ale to wcale nie znaczy, że maja pusto w głowach, a wprost przeciwnie, inteligencją powalają, lubią dyskutować, poznawać nowe rzeczy, wiecznie godne wiedzy.



 Na koniec zdjęcie grupowe, aranżowane ręką Ziemciucha, wszyscy obecni. Pozdrawiamy jesiennie :)