poniedziałek, 29 października 2012

wielki powrót

Jest git, mam internet i prąd, nie wiem na jak długo, niby jest XXI wiek, niby mieszkam w pobliżu stolicy, a warunki jak w średniowieczu prawie, internet zrywa okrutnie, ciężko cokolwiek zrobić, dodzwonienie się do prowajdera graniczy z cudem. Prądu tez jak na lekarstwo, godzinę jest, dwie godziny nie ma, dwie godziny jest, pół godziny nie ma, żadnej systematyczności w przerwach dostaw. Składam tą niedogodność na atak zimy, ale internet to nie wiem do czego mam dopasować :/

Wielki powrót KOCICH WRÓŻEK!
Naszyłam ich kiedyś koło siedemdziesięciu :) ale to było kilka lat temu, miałam tylko dwoje dzieci, stan zwierząt co prawda się nie zmienił, jednak młodość dodaje sił. Niestety kojarzyły mi się z nieprzyjemna sytuacją, dlatego zaprzestałam produkcji. Musiało minąć trochę czasu, odczarowałam wspomnienia i wrzuciłam na warsztat, bo uważam je za mój najlepszy wytwór. Są przytulne, niegłupie, mają skrzydełka i tajemna moc w sobie. 
Ja mam swoją własną, krzywonóżkę (przeszła polio w dzieciństwie) siedzi na regale obok stołu na którym szyję, Fra też ma własną :)

Na gwiazdkowy prezent po prostu idealne, niezmiennie wywołują uśmiech na dużych i małych buziakach. polecam :)

Tradycyjnie przy fotografowaniu współpracowałam z Ziemciuchem, który zachwycony kotkami bawił się nimi całe popołudnie, nie zrobiłam zdjęć wszystkim wróżkom, ale występują w czterech kolorach twarzy - lawendowa, lniana, pomarańczowa i niebieska. Brzuchy i kończyny z resztek pozbieranych po domu. Ogólnie wróżka to recyclingowy hit :D

Zapraszam



















Jak przypuszcza zmasowany atak na dziecko to mega zatulają, rechotów i śmiechów nie było końca.






I na koniec zdjęcie archiwalne, myślę, ze sprzed prawie 5 lat, Fra jaki mały :)


W trakcie jak pisałam tego posta 5 razy zerwało połączenie, tak więc na dzisiaj koniec, mam nadzieję, że uda mi się pozytywnie rozwiązać netowy problem i będę mogła z większą regularnością blogować, odpowiadać na mejle i inne sieciowe zaczepki :)

sobota, 27 października 2012

gra w zielone

Mam internet, hurra, nie wiem ile czasu będzie, więc szybko nadrabiam pisanie. Bo mój internet jest od 2 tygodni nie do zniesienia, zrywa co chwila, albo co dłuższa chwila, czasami uda się coś przeczytać, ale pisanie zupełnie odpada. No ale dzisiaj przy sobocie jest jak na razie git. Co prawda wena mi się rozwiała w międzyczasie :/

Zrobiliśmy z Ziemciuchem zdjęcia torebek, głównie zielonych, nie ma to nic wspólnego z nazwą miasta w którym mieszkamy, po prostu nagromadziło się różnych ciuchów w tym kolorze.
Ale ładna pogoda u nas, co nie? Podobno są regiony w których śnieży


Nabrałam Was? ;) Te zaśnieżone regiony to u nas, a fotkę robiliśmy pewnie w zeszłym tygodniu :D

Wstęp gotowy, teraz rozwinięcie 

Zielona - moja ulubiona, nowy fason, uszyta ze spodni Madam, w środku róż. Niby mała a jednak pojemna, jak można zobaczyć poniżej może być używana jako dziecięca :)






Różowa - z tego mięsistego chałatu co dziecięce akcesoria z poprzedniego postu. Jestem zdziwiona, że Ziemek nie pozował z tą, bo przecież róż to jego ulubiony kolor :)  
Słowo mięsisty w zestawieniu z różem jakoś mi się źle kojarzy, ale zrucam to na moje dzisiaj nie najlepsze samopoczucie.





Dragonfly - stary, sprawdzony, tradycyjny fason, lniane spodnie Madam (aha, to przez nią ta zielona seria!), ale coś mi te spodnie wyglądały nudno, więc zaaplikowałam ważkę. Posiłkując się książkowym atlasem owadów i bardzo pomocnymi radami Fra (np.: to ma być ważka????, zrób torebkę z kleszczem) udało mi się osiągnąć w miarę przybliżone podobieństwo.







Łączka - ten sam fason co zwykle, spódnica lniana (ale nie od Madam, tylko z ciuszka), ciut była za wąska (spódnica) więc wstawiłam kwieciste kliny, wyszło całkiem gustownie






Military -  jeszcze raz ten stały fason, spodnie są do niego idealne, a tu wykorzystałam fajne bojówki po Sz. przetarły się na kolanach i to sporo, a nie chciał żeby na krótkie przerabiać, to zgarnęłam i raz dwa uszyłam torebkę, zanim by się rozmyślił








 Worek - z zielonych resztek po powyższych torebkach, patchworkowy, nie taki ogromny jak te jutowe, ale   nie mały, pakowny i szykowny (hehe).






Zauważyłam, że nawet zwierzyna się załapała na fotki jako drugi plan. Oni się wszędzie wcisną :)

No dobrnęłam do zakończenia, nie było łatwo, ale jakaż satysfakcja :)