poniedziałek, 19 września 2011

Addio pomidory


Coś jakby grzmi za oknem, fajnie, tylko musze pamiętać żeby schwać pranie do domu, bo zachęcona słońcem wywiesiłam na dworze. Otworzyłam sobie czekoladę, ale gorzką, to można bo nie tuczy i puściłam Red Hot na youtube i mogę się chwilkę porelaksować. Na przykład pisząc co tam słychać.
Lunęło, jak znam zycie to żaden z moich synów nie wziął kurtki do szkoły. Bo i po co, przecież jest upał a matka przynudza.
Weeken udany, byliśmy u Płocku z zamiarem pójścia na koncert. Taaa. Poszliśmy popołudniem z dzieckiem najmłodszym, było nieźle, Pio, który dla swoich niewidzianych od 15 lat kolegów załogantów nadal jest Blekotem lub Blejkiem pogadał sobie, a my z dzieckiem słuchaliśmy muzy lekko podrygujac. No nie pod sceną oczywiście, gdzie tam, raczej z boku wśród nawalonych emerytowanych punkowców. Muszę przyznać, że średnio mnie bawił widok skutych dziadów z irokami i ich wychudzonych od dragów lasek. No może gdybym coś łyknęła, ale Blejk najpierw zarządził że jedziemy autem, a potem sam łyknął, no i po ptakach.
Dziecko się koncertem znudziło, no ale mieliśmy plan wykończoną młodzież do wyra walnąć, zostawić z dziadkiem, bratem i kuzynką, a sami w tango. Prawie się udało, ale po pierwsze młodzież w domu jakby mniej senna się zrobiła i matka padła pierwsza, jako i odpadł oglądający z dziećmi telewizję ojciec. Jak się przebudziłam i chciałam jeszcze pojechać to Blejk stwierdził że jest zmęczony, a poza tym nigdy nie lubiłam KSU (prawda), Ustrzyki to on mi może sam zaśpiewać (prawie jak Siczka), a na Farbenach byliśmy 2 tyg temu. No niby racja, ale nie oszukujmy się, to już starość, na szczęście jeszcze przez małe „s”. A po drugie i tak było słychać prawie cały koncert w mieszkaniu.
A w niedzielę byliśmy we Włocławku na targu. Uwielbiam, przeszukiwanie śmieci z wystawek to dla mnie mega świetna rozrywka. W sumie chciałam znaleźć rowerek biegowy dla Z, wyhaczyłam jeden za 15 zł, ale był w kiepskim stanie, trzeba by przeszlifować i pociągnać lakierem, a mi się nie chce, no i może do wiosny jeszcze znajdę lepszy. Ale za to kupiłam:
monocykl za 30 zł :D (chłopaki oszaleli ze szczęśćia)
10 kg pomidorków malinowych wyglądających jakby były z mojego ogrodu, od panów którzy wyglądali jakby dopiero co z tego KSU wrócili ;) (0,70 zł/kg)
2 kg orzechów włoskich (10zł/kg) prosto z drzewa od dziadka ze staroświecką wagą
brokuł za 1 zł
drewnianego konika (?) zabawkę z metką 8,50 EUR za 5 zł
a dzisiaj od rana przerabiamy pomidorki (kierowniczko, wcale nie wodniste) na przecier, dobrze że mam pomocnika, bo sama bym w życiu nie ogarnęła
zwłaszcza, że w sobotę kupiłam u nas na targu tak ze 6 kg, więc w sumie mam z 15 kg, bo część pożarliśmya jak zdejmuje skórki i odkłada na bok, to chyba motesorri, co nie? muszę się podpytać wyedukowanych w tej materii koleżanek :D
A jak miałam ręce w pomidorrach to co chwila dzwonił telefon, normalnie jakby się zmówili, żeby mnie stresować.
Przestało padać, mieli rację że kurtek nie wzięli, jak zwykle :D rację jak zwykle, nie kurtki
Prawie znalazłam nauczycielkę do hiszp, jeszcze tylko musimy się dogadać co do godzin i będzie git.
To tyle słychać teraz, wracam do pomi, adios

2 komentarze: