piątek, 20 września 2013

wreszcie piątek

Jestem, żyję ledwo, szyję i szyję, ale zdjęć nie robię, jakaś awersja do aparatu mnie chwyciła (to zrozumiałe chyba), mam nadzieje, że przejściowe

Ale i tak wkleję Wam zdjęcie, to z zapasów od Amanitki, przez rok będę wykorzystywać :) oto ja



Teraz mjuzik, no jasne, że jestem fanką nowej fali, i od razu zaznaczam, że zamawiam tego z tamburynem, jasne?


Moi synowie starsi też to umieją śpiewać zupełnie nieźle i utwór ten słyszałam przez całe wakacje minimum raz dziennie. Z naciskiem na minimum.

Pewnie jesteście ciekawi jak było na dożynkach w Przysieku?
No cóż, też jestem ciekawa, bo nie udało mi się dojechać. Ziemciuch przeziębił się, gil do pasa, stan podgorączkowy, zapowiadali deszcz (namiot nabyłam przeca), mieliśmy jechać we trójkę, ja, pio, ziem. Ale pio rozsądnie zdecydował, że nie ma sensu ciągnąć dziecka, więc spakowałam samochód, ustawiłam budzik na 5 rano. Budzik zadzwonił, wstałam, ubrałam się, niewyspana bo dziecko kwękało, usiadłam na chwilę, spojrzałam w ciemnicę za oknem i jak sobie wyobraziłam, że mam jechać 230 km, rozłożyć namiot (to prawie najgorsze, bo zero wprawy w tym zakresie) handlować kilka godzin, zwinąć stoisko i z powrotem 230 km, to mnie zmroziło. Stwierdziłam, że nie jadę, nie dam rady, idę spać, rozebrałam się, walnęłam do wyra, o 5.30 przyszło zagilowane dziecko z zamiarem jechania na kiermasz. Było niepocieszone, że jednak zostajemy doma.
ale co się odwlecze to nie uciecze, nie tym razem to innym :)

zamiast na jarmark pojechaliśmy na targ i dokupiłam pomidorów na przeciery, już przekroczyłam 100 słoików, zima może przyjść :) wzięłam również wór papryki na ajvar - wyszedł cudny, aksamitny i ostry.
wczoraj przed pracą tez byłam na targu, nie miałam w planach dużych zakupów, no ale przechodząc obok pomidorów po 1,20 zł po prostu musiałam zakupić, no nie dało się przejść obojętnie, 8 kg w siatce.
i z rozpędu zamiast 2kg zielonych pomidorów na sałatkę, kupiłam 4kg.
w sumie cały wrzesień upływa mi pod przetworowym znakiem. lubię to

i to tłumaczy moją mniejszą aktywność szyciowo-blogową, jednak te pomidory same się do słoików nie powpychają, a ja mam tylko jednego chętnego do pomocy, a ta jego pomoc to z tych bardziej przeszkadzających :D

ale uszyłam coś fajnego, nawet bardzo fajnego, i zupełnie nowego, postaram się jak najszybciej obfocić (brr)

wracam do pracy, jeszcze większe brr
(kupiłam dzisiaj w tanim ciuszku spodnie, bez mierzenia ofc i jestem bardzo ciekawa czy pasują :D )

2 komentarze:

  1. Tych przetworów to Ci trochę zazdroszczę - wyobraź sobie, że myśmy wzięli kontener pełny domowych śmieci, a o słoikach nie pomyśleliśmy... Albo raczej nie wiedzieliśmy, że tutaj słoików do zapraw nie ma! W praktyce okazało się jeszcze, że kto chce zaprawiać potrzebuje dodatkową lodówkę lub głęboko wykopaną piwnicę, bo inaczej zapasy w ponad 30 stopniach, nawet zawekowane, po prostu się psują. Zresztą klimat Paragwaju pozwala przez cały rok na warzywa z gruntu :-) A dla samego smaku robię ajvar lub inne przetwory do bieżącego spożycia :-)

    OdpowiedzUsuń