Podkład muzyczny na dzień dzisiejszy
Fra powrócił - klasówka z historii, u nas nie da się popracować w samotności, co za pech, a może szczęście? :)
Wróćmy do torebek. Od wczoraj próbowałam zrobic im zdjęcie, ale nikt, zupełnie nikt nie chciał wystąpić w roli modela. Dzisiaj rano pojechałam do mamy, z naręczem toreb i zamiarem namówienia jej do pozowania. Ale jak zobaczyłam w co jest ubrana, to jednak pomysł upadł. Ale co innego mi przyszło do głowy, bez proszenia, samodzielnie i efekt zupełnie w porządku.
Number one - Oliwkowa Farma - uszyta ze spodni. Chyba ciążowych i na pewno nie moich, weszłam w ich posiadanie, gdy wróciły do mnie moje ciążowe ciuchy i jakoś nikt na nie nie reflektował, mają taką fajna kieszonkę, więc szkoda było wyrzucić, nawet miałam przerobić je na spódniczkę, ale jakoś nie mogłam jej sobie wyobrazić do końca. Może to i lepiej.
Czwarta - Wakacje W Marsylii - ten niebieski obrusik, o którym już kiedyś pisałam. Ozdobiona motywem z drzewami, nie wyszywałam ręcznie tylko maszyną.
Zbliżenie na drzewka i góry.
Kolorowa zasłonka, kieszoneczka, magnetyczne zapięcie.
Piąta - Czarna Mamba - uszyta z żakietu. Nabyłam go milion lat temu w ciuszku, fajny miał materiał, miły w dotyku, kolor ponadczasowy, chwyciłam bez przymierzania. Niestety w domu okazało się, że rozmiar 46 (!), nie mój, ale i tak ze dwa razy w tym wystąpiłam :)
Zasłonka w paseczki, kieszonka, magnetyczne zapięcie.
No i tu słowo od autora. Miałam sześć torebek, ale podczas robienia zdjęć gdzieś mi jedna zaginęła, miotałam się z wewnętrznym bluzgiem (nie przy dziecku przeca) i aparatem po pokoju, w końcu skapitulowałam. Wieszak odniosłam na miejsce, zawiesiłam tonę kurtek, toreb i innych pierdów, wróciłam do pokoju i pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była ta oto torebka.
Zaginiona Arka - zasłona w paseczki, z aplikacja kocią. Dokładnie fragment kociej głowy naszyty na dole, taki dyskretny, nienarzucający się, ale wprawne oko dostrzeże animalistyczny akcent.
Rzut oka na akcent.
W środku niebiesko, kieszonka i zapinka magnetyczna as usuall .

Przyznam sie do mojej słabości - nie przepadam za wszywaniem suwaków. One mnie często wprost zniechęcają do pracy, warczą tymi zębami :"i tak ci się nie uda", "na 100% wszyjesz odwrotnie", "polubiłaś pięciokrotne prucie?" jak to słyszę to mi się odechciewa szyć. Paraliż. Więc zamówiłam na próbę magnetyczne zapinki - są genialne, na coś takiego czekałam całe życie ;)
Wisienką na dzisiejszym torcie będzie kilka potworów. Miałam już skończyć z pluszakami bo i tak dużo naszyłam, ale gustowne fioletowe welurowe dresy (tak, tak, tak) natchnęły mnie do ostatniego zrywu zabawkowego. Ale jak to możliwe, ktoś może zapytać, że pozbywam się swoich ulubionych spodenek na jogę. Otóż jogę mam teraz w innym miejscu, w klubie sportowym, gdzie zupełnie nie wypada wyskoczyć w przedpotopowym welurze. I żeby mnie już nigdy nie korciło pocięłam dresik, na 10000% nie będę go zeszywać z powrotem. Chodzę teraz w legginsach w kropeczki, tez mało wyjściowe, ale w porównaniu z fioletem to można powiedzieć, że są top trendy.
Znajome sowy, ten sam wykrój co zwykle, ale fiolet nadaje im głębi :)