poniedziałek, 2 stycznia 2012

zupełnie nowy rok

na wstępie - mikołaj maszyny nie przyniósł, na jogę poszłam w welurowych gaciach spiętych agrafką, na szczęście było mało ćwiczących i umieściłam się na uboczu
dzisiaj rano ogoliłam nogi coby jutro pozbyć się niepotrzebnych ubraniowych dylematów :)
muza, żeby nie było, że wklejam tylko to czego słucha S, to dzisiaj dla odmiany ulubiony zespół Fra. bywają dni, że od rana do wieczora tego słuchamy. F zbiera kasę na lirę korbową i zapuszcza włosy do pasa :)

fajne co nie?

szyć szyję, ale zdjęć nie porobiłam, to wkleję pięknego kota, nie jest co prawda moim dziełem, ale pozostała dwójka na zdjęciu konsumująca obiad już tak
umieszczanie zdjęć to nie jest mój konik, albo ten bloger taki oporny pod tym względem, albo ja czegoś nie kumam, może ze zmęczenia, no bo jak tu w nocy odpocząć. Niby dziecka już nie karmię, ale mam lekki sen, który przerywany jest przedziwnymi hałasami np. płacz i wołanie dziecka (to akurat normalne), pierdzenie psa (może nie zbyt głośne, ale fetor obudziłby chyba każdego, ma chłopak gastryczne problemy na starość), cudowny odgłos zakopywania gówna, o nie, nie w kuwecie, to by było za proste, na panelach, oczywiście nie może dziewczyna zrozumieć, że nie wykopie dziury i przez 10 min próbuje (a ja dziękuję bogom ze nie nasrała np. na dywan, albo ubrania leżące na podłodze), muzyka o 3 nad ranem bo panicz spać nie może to postanowił posłuchać, ważący 5 ton kot zajmujący 1/3 łóżka i przytrzaskujący kołdrę. A jak się rozbudzę to też nie mogę szybko zasnąć. Fak.

Dzisiaj rano skoczyłam z psem na spacer i później miałam iść do sklepu, mam w domu bramę otwierana pilotem, pilot trzymam w ręku, bo w kieszeni kurtki są dziury, wszystko spada pod podszewkę i wyglądam jak paralityk próbując wydobyć zabłąkane akcesoria. Wracam ze spaceru, otwieram bramę pilotem, pyk, pies wskakuje, pyk, zamykam, truchtam do spożywczaka, staję pod drzwiami, naciskam pilot, pyk, i nic się nie dzieje (wtf?), chwile potrwało zanim mój mózg zajarzył, ze trzeba ręcznie drzwi sobie otworzyć.
Odnośnie sklepu przypomniało mi się, jak w zeszłym tyg pojechaliśmy rodzinnie do galerii handlowej, wskoczyłam do ubraniowego na chwilkę szukać spodni dla F (syzyfowa praca doprawdy). Przeglądam te szmaty i zamyśliłam sie na chwilę, wzrok bezwiednie mi utknął na stojącej nieopodal eleganckiej pani w ciąży, z równie eleganckim panem. Ja nie wyglądałam nawet w połowie tak elegancko, nie wyglądałam pewnie nawet na potencjalną klientkę sklepu, ocknęłam się, a oni mi się przyglądają, nieco mi burak na twarz wyskoczył, no bo to głupio tak się wpatrywać w brzuchy nieznajomych, a pani takim protekcjonalnym tonem: nie każdemu jest dane poznać uroki macierzyństwa. Przytaknęłam, no bo przeca nie każdemu, nie zdążyłam odejść 5 kroków, kiedy do sklepu wpadły wrzeszcząc, pokrzykując na mnie na cały sklep moje uroki. Pani spłonęła eleganckim rumieńcem.

8 komentarzy:

  1. Dzięęęki za to zdjęcie z kociskiem - myślałam, że tylko moje zwierze są tak zdemoralizowane, że siedzą na stole podczas posiłków. (A wyjada Wam z talerzy? Moja Jane potrafi sprać łapą, jak się jej zabiera...)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na jogę z agrafką w gaciach? Odważnie. Punk not dead...
    Uroki warte niejednego rumieńca pewnikiem ;-)
    Kot przeczarowny.

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Twojego bloga, zawsze poprawia mi humor :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. popłakałam się, przez tego pilota do drzwi sklepowych :D a potem już nie mogłam przestać :)))))))
    (notasin)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rosa wydasz w końcu książkę,co? Cytat z eleganckiej pani w sumie w sam raz na okładkę ;)

    Bodi

    OdpowiedzUsuń
  6. bodi - dokładnie! :))))

    notasin

    OdpowiedzUsuń
  7. Może pani myślała, że rzucasz na nią urok tym swoim wzrokiem. Urok macierzyństwa, of course.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam,obejrzaam i stwiedzam rób to dalej. jesteś super kobietką a mówi Ci to starsza kobieta.Całuski

    OdpowiedzUsuń