Kilka słów o pomysłodawcy (skopiowanych, nie umiem sama takich notek tworzyć :) )
COLIN BEAVAN I NO IMPACT PROJECT
Colin Beavan (aka No Impact Man) jest amerykańskim dziennikarzem, autorem książek oraz postacią
medialną. Popularność zyskał dzięki eksperymentowi opisanemu w książce No Impact Man, w którym przez rok starał się ograniczyć ślad ekologiczny swój i swojej rodziny, przez m.in. zrezygnowanie z używania
papieru i jednorazowych opakowań, radykalne ograniczenie konsumpcji, korzystanie wyłącznie z produktów
lokalnych, rezygnację z transportu indywidualnego itp. Eksperyment stał się kanwą książki (przetłumaczonej na 15 języków) oraz filmu dokumentalnego, a roczne zmagania autora i jego rodziny można było śledzić na blogu, który szybko zyskał znaczną popularność.
Przed rozpoczęciem eksperymentu mozna zmierzyć swój indywidulny ślad węglowy za pośrednictwem
kalkulatora na stronie http://biocity.pl/portal/zmierz-swoj-slad-weglowy
nie wiem czy dobrze odpowiedziałam na wszytkie pytania w kalkulatorze. Zwłaszcza te o ilość kąpieli i przyszniców :) skoro podałam liczbę osób mieszkających w moim gospodarstwie to zrozumiałam, że potem podaję już jednostkową ilość prysznicowań, a nie sumę tygodniową dla całej piątki mieszkańców. Albo transport. Czy tylko w jaki sposób ja się przemieszczam? Nie jest to dla mnie jasne. Załozyłam, że chodzi tylko o mnie :D hehe i ślad weglowy wyszedł mi 6. WOW co nie? No jasne, ale w samolocie nigdy nie siedziałam i raczej wątpię żeby to kiedykolwiek nastapiło (co tak na prawdę wcale mnie nie cieszy)
Dzień Pierwszy
niedziela pod znakiem ograniczania konsumpcji
Moja familia raczej nie jest fanem nadmiernej konsumpcji, a wizja spędzenia niedzieli na zakupach, a zwłaszcza w galerii handlowej wywołuje u mnie drgawki. No chyba żebym miała pod ręką jakiś fajny targ z używanymi rupieciami, to wtedy chętnie :)
Ale wracając do niedzieli bez zakupów. Najwazniejszy zakup, czyli buty dla Fra udało się kupić w sobotę :) jedzenie z kooperatywy (dzięki E i T) również w sobotę, żarło dla stada (pies + 4 koty) dokupione. Wydawało się, że wszystko jest.
Niestety, przystępujemy do robienia niedzielnego obiadu (pizza tradycyjnie), Simon sięga do lodówki po drożdże, otwiera, a tam kawałeczek pleśni. Jeszcze tydzień wcześniej bym odkroiła i użyła narażając moją rodzinę na spotkanie z toksynami, ale po wykładzie Panny Basi na temat czternastokilometrowych plech zakażonym drożdżom powiedziałam stanowcze NIE i wylądowały w kompoście.
No tak. Ale co dalej, niedziela bez zakupów czyli niedziela bez pizzy? Rzuciłam hasłem z naszego tygodniowego menu - coś w stylu pęczak z gulaszykiem z soczewicy podpierając się argumentem, że przeca eksperyment już jest. Zero zrozumienia. Simon skoczył po drożdże, zrobił ciasto i pizza jednak była.
podsumowując: JA na zakupach nie byłam ;) dzieci sie przydają w sytuacji gdy matka chce zachować czyste ręce :)
Jednym z zadań było zrobienie listy zakupów. To mnie przerosło. Ponieważ kupuję w zasadzie tylko żywność i to wtedy kiedy potrzebuję to moja lista nie została zapełniona (buty dla już przecież Fra kupiłam)
Kolejne zadanie również mnie przerosło - zbieranie wszystkich śmieci do jednej torby. Nie, to nie dla mnie. Wolę od razu posegregować. Te nieposegregowane rzeczywiście mogłam wrzucać do jakiegoś zbiornika, ale nie wpadłam na to, a poza tym dzisiaj była śmieciarka, więc pozostałabym z opakowaniami po kocim i psim żarciu na następne dwa tygodnie. Fuj.
Ale są rzeczy nad którymi muszę popracować. Chemia gospodarcza, używam sody i octu, ale tradycyjnych nie eko detergentów też. Na tym polu muszę popracować.
Kosmetyków sama nie robię, co prawda kosmetyki w naszym domu to: mydło, mydło w płynie, szampon, odżywka do włosów, pasta do zębów, dezodorant, krem do twarzy, pianka do golenia. Jestem w zasadzie wierna Ziaji i Alerra, ale nie powiem, że nie chciałabym sama. Tylko kiedy? A najbardziej to bym się chciała wymienić, kosmetyki za torebki, zabawki, chleb, obiad, jest wiele możliwości.
Wydawało mi się, że ten eksperyment nie jest dla mnie, ale jednak jest. Nawet jeżeli nie wykonuję zadań do końca, to są one w mojej pamięci :) i mam jakieś refleksje co by tu zmienić i ulepszyć.
Dzień drugi
poniedziałek odpady
Co prawda chronologicznie powinnam o tym dzisiaj napisać, ale ponieważ miałam intensywny pracowo dzień to jestem zmęczona i napisze jutro. No a korzyść z tego taka, że ponieważ byłam w pracy to odpadów w domu nie naprodukowałam :D a w pracy tylko kilka kartek, a i tak makulaturę segregujemy :)
Rosa, trafiłam do Ciebie, bo też biorę udział w eksperymencie i zainteresował mnie Twój wątek o pleśni. Możesz rozwinąć? Bo ja oczywiście też odcinam trochę marchewki i resztę zjadam, ale jak rozumiem wyrzucić powinnam wszystko. I całą resztę z pojemnika w lodówce też?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z tego, co wiem, to na wszelkim produkcie, na którym pojawiła się pleśń choćby w małym stopniu, to cały produkt jest "skażony" i nie powinno się spożywać.
UsuńAle też chętnie poczytam o konsekwencjach spożycia takich drożdży spleśniałych, choć nigdy mi się nie zdarzyło.
Też dostaję drgawek na myśl o niedzielnym "relaksie" w galerii handlowej. W ogólenie mam pojęcia, jak zakupy - jakiekolwiek - mogą kogoś relaksować. Nizobowiązujące grzebanie w ciuchach, tudzież książkach to nie są zakupy sensu stricte.
OdpowiedzUsuńkofi święte słowa, świete słowa :)
OdpowiedzUsuńAprilis, Bethany, poproszę Panne Basię, żeby coś o tym skronęła, w każdym razie z tego co zapamietałam, to korzeniowe warzywa nie są tak podatne na rozprzestrzenianiae grzyba, więc ja spokojnie odkrajam :)
a te srożdże grzyb w grzybie to bardzo ciekawe musze podpytać :)
drożdże nie srożdże. czy ja już skażona jestem?
Usuńhehehe wymigałas sie i przetrwałas dzien bez zakupów :D
OdpowiedzUsuńe tam, od razu wymigałam ;)
Usuń