Tak jak napisałam poprzednio wracam do drugiego dnia Tygodnia Innego Niż Wszystkie
Dzień Drugi cd
poniedziałek odpady
Staram się segregować wszystko dosyć skrupulatnie, mam swój kompostownik, więc wszelkie organiczne odpady od razy tam lądują, a na plastik, papier i szkło dostaję od gminy worki. A i tak pomimo to mam w koszu śmieci. Zrobiłam dzisiaj przegląd tego co tam jest. Jako, że nie mieszkam sama i pozostała część domowników nie jest równie skrupulatna, to wyłowiłam jedno plastikowe opakowanie po parówkach sojowych (do plastiku), kubek po jogurcie (umyłam i do plastiku), chusteczkę higieniczną (do kompostu). Pozostały opakowania po kocim jedzeniu - saszetki i jakieś poszarpane coś pomiędzy papierem a plastikiem.
Zwierzęta mają spory udział w produkcji odpadów w naszym gospodarstwie
To kocie jedzenie to porażka, suchą karmę kupujemy w 15-kg worach, nie jest źle, ale pozostaje kwestia tych nieszczęsnych saszetek. Ja bym im tego wcale nie dawała, ale jak już wspomniałam nie mieszkam sama. A jedzenia z puszek nie chcą bydlaki. Czyli dla 4 kotów po jednej saszetce dziennie to 4 opakowania lądują w koszu, nie wiem czy to do plastików się nadaje, może ktoś wie?
Nie było w koszu odpadów z kuwet ponieważ to od razu wynosimy do kosza na dwór. Dwa razy robiłam podejście do żwirku bardziej przyjaznemu niż ten cholerny benek, ale im się nie podoba :(( no cóż jak będzie ciepło (kiedy??????) to i tak załatwiają swoje potrzeby na dworze, a potem może jeszcze raz spróbuję z tym drewnianym.
Puszka po jedzeniu dla psa, też ląduje we wspólnym koszu. No wiem, że można by mu gotować, ale kto to będzie robił? Pio gotował przez 3 lata jak nasz piesek był mały i never again. Ja nie jestem w stanie tego smrodu wytrzymać. Z drugiej strony można mu nie dawać tegoż jedzenia, ale chłopak jest dosyć wiekowy (13,5 roku) i je lubi. No i nie mieszkam sama. Aha, można by w sumie umyć tą puszkę i wyrzucić do pojemnika na złom (mam w pracy), to do przemyślenia, jak się znajdzie chętny do mycia.
Kolejny odpad z którym nie mam co zrobić to ścinki (odpady po produkcyjne :) ). Wrzucam je do kosza wspólnego, bo gdzie? Myślicie, że do tego kontenera na zużytą odzież? Tam wrzucam zużytą odzież, której nie da nikomu oddać, albo nic uszyć. To też kwestia do zastanowienia.
Kubeczek menstruacyjny mam, podpaski wielorazowe sobie uszyłam (resztki pula, jakiś frotas i ściereczka z mikrofibry) - ten temat opanowany.
Ręczniki papierowe - nie nadużywam, ale używam, zwłaszcza do sprzątania wydzielin zwierząt mających gastryczne problemy.
Torby wielorazowe mam w nadmiarze nawet, po produkty sypkie chodzę z własnymi pojemnikami, chłopcom pakuje kanapki do pudełek, a i tak jednorazowych reklamówek w domu nie brakuje :(
a plastików w worku do segregacji multum :(
jest nad czym pracować.
Jakbym nie miała partnera, dzieci ani zwierzą to śmieci było o wiele mniej :) zycie rodzinne w moim przypadku okazuje sie mało eko
Dzień Trzeci
wtorek - przemieszczanie się
Ha! to miał być mój dzień!
No bo dzisiaj u nas pracy nie było prądu, więc zostałam w domu. Czyli zero samochodu jejejeje
Ale po południu przypomniałam sobie, że przecież jest WTOREK. Jedyny dzień w którym mój syn dojeżdżający do szkoły pociągiem kończy lekcje o takiej godzinie, że musi czekać 1,5 godziny na następny pociąg. Albo podjechać do stacji przed naszą (pociągi bardzo często), potem autobusem na wiejska pętlę i stamtąd tylko 2 km przez las. W przypadku ohydnej pogody jadę po niego na tą pętlę i go odbieram, dzisiejsza aura, a zwłaszcza błotna breja w lesie kwalifikowały dzień jako ohydny. Czyli z niewyprowadzania auta nici :(
A poza tym przypomniałam sobie, że wczoraj z pracy wracałam już na oparach benzyny, więc jeszcze zatankować. W zupełnie przeciwnym kierunku. 2 km w jedną stronę, lasem byłoby bliżej, niby mogłam z dzieckiem i kanistrem skoczyć, ale taplanie się w breji dla mnie również nie jest przyjemnością. No i wydałam kasę nie na jedzenie. (wrrr)
w sumie przejechałam 10km. nie jest źle, ale miało być piękniej.
ale przecież mogło być jeszcze gorzej - bo we WTOREK mój średni syn uczęszczajacy do szkoły w miejscu zamieszkania (2,5 km w jedna stronę, chodzi piechotą lub rower jak aura mu odpowiada) ma angielski, na który go czasami powożę. Ufff dzisiaj pojechał rowerem.
i teraz mały wtręt, od Fra, piosenka w klimacie ekologicznym (w jego guście muzycznym)
i drugi wtręt, przed chwilą zniknął mi post, już miałam serce w gardle, ze wypracowanie długością przekraczające moje maturalne wypociny zniknęło bezpowrotnie, ale chwała ci o panie internecie, że blogger ma autozapis. ale stres brrr
wtrętów koniec, wracam do komunikacji
Nie mieszkam w mieście z komunikacja miejską. Dojeżdża do nas pociąg - kilka na dzień.
Do miejsca w którym pracuję jest 6 km w jedną stronę, w okresie zimowym jadę samochodem, jak jest ciepło biorę rower. Niby mogłabym się z kimś zabierać, ale w godzinach w których pracuję nie mam za bardzo z kim. W sumie nie wiem co w tej sytuacji mogę zmienić.
Staram się łączyć wyjazdy, jak jadę do powiatowego to załatwiam za jednym zamachem kilka spraw i po drodze do taniego ciuszka wpadam :D
Nie wydaje mi się, ze nadużywam samochodu, po prostu mieszkam w takim miejscu gdzie są słabe alternatywy, zwłaszcza w zimę. Bo jak jest ciepło to rower wystarcza mi do załatwienia wszystkiego w obrębie miasta.
Na jogę też samochodem, 7km w jedną stronę, na zmianę z koleżanką. Dopytam się, może ktoś jeszcze z naszej mieściny jeździ (ale na oko nie wydaje mi się)
jedno z zadań na dzisiaj brzmiało
Rusz się! Przespaceruj się, pobiegaj, użyj rolek i roweru, skorzystaj z komunikacji miejskiej i carpoolingu.
Dwa razy byłam na spacerze z psem, godzinę rozrzucałam śnieg po ogrodzie hasając z najmłodszym :) chyba zaliczone
Jeszcze jedno z zadań a dziś to był wolantariat. Tutaj u mnie cienko, nawet poczytać Przewodnika za bardzo nie zdążyłam.
Ale się rozpisałam. szok.
refreshuję i patrzę czy jakieś komenty będą w najbliższym czsie ale cuż chyba to nie ta godzina, no cuż będę musiał sprawdzić jutro jednak dobrze, że pojechałem na tym rowerze bo zupełnie zapomniałem o tm tygodniu. Dobrze, że chociaż w ten sposób mogłem się jakoś przyczynić:)
OdpowiedzUsuńbrawo Fra!!!
UsuńCiekawy temat załapałaś. Ale o ile zdążyłam się już zorientować to i tak, Ty i Twoja rodzina, mniej albo więcej jest w temacie - ekologia, weganizm i te sprawy :-)
OdpowiedzUsuńJa i moja rodzina też się staramy odciążyć jak tylko się da naszą Matkę Ziemię :-) Mieszkamy w Paragwaju i choć tutaj to już zupełnie inny świat jak w Europie, to jednak żyć ekologicznie jest chyba nawet łatwiej. Między innymi dlatego też zdecydowaliśmy się wyemigrować do Paragwaju :-)
Oto moje dni:
Dzień 1. niedziela bez konsumpcji - ciekawy temat: cały Paragwaj robi zakupy w niedzielę... :-) w tygodniu sklepy prawie puste, a w niedzielę ludź na ludziu i kolejki kilometrowe! już tylko z tego powodu nie jeździmy na zakupy w ten dzień, a najważniejszy jest ten, że niedziela to nasz "rodzinny dzień", spędzamy czas razem :-)
Dzień 2. odpady - tu wyglądamy też nieźle. nasze główne odpady są organiczne, kompostnik pęka, kury sąsiadów się cieszą. papier i wszystko co możliwe palimy. po metal przyjeżdżają ludzie. plastikowych butelek nie używamy prawie w ogóle, ale i one są zbierane przez tutejszych do recyklingu. reszta śmieci, bez specjalnej segregacji, to u nas taka większa siatka plastikowa na zakupy - jedna na dwa tygodnie!(ale jest nas tylko trójka).
Co do Twoich skrawków materiałów, które chcesz wyrzucić do kontenera na rzeczy, to raczej nie. Z tego co wiem powinny się tam znaleść tylko całe ubrania, które można jeszcze założyć. W Niemczech są specjalne worki na takie rzeczy i na nich jest wyraźnie napisane, że skrawków nie. No ale może w Polsce jest inaczej. Ja proponowałabym Tobie przeznaczyć niewielki metalowy pojemnik na palenie wszystkich naturalnych materiałów(bawełna i len), jeżeli "ogniska" są u Was dozwolone.
Dzień 3. przemieszczanie się - dysponujemy jednym motocyklem, bardzo ekonomiczne toto. narazie wozimy(4 km) córkę do przedszkola trzy razy w tygodniu i kiedy ona jest tam, my robimy zakupy. Jazda rowerem tutejszą zimą jest możliwa, ale jeśli cieplej to jednak jechać na nim w pełnym słońcu to raczej udręka jak przyjemność, dlatego korzystamy rzadko, choć do miasteczka nie mamy daleko...
Iwona, que interesante!, z przyjemnością przeczytałam :) super, ze udaje wam sie prowadzić eko życie :) i cały czas ciepło! (zazdroszczę, zazdroszczę, zazdroszczę, zwłaszcza zerkając za okna na arktyczny krajobraz)
OdpowiedzUsuńcodo palenia czegokolwiek, to u nas nawet liści i gałęzi nie za bardzo można :/ sąsiadom dym przeszkadza i raz po straż miejską dzwonili :/ trzeba próbować kiedy wszyscy są w pracy :) ale to nie jest zły pomysł, dzięki :)
niby mniej więcej jesteśmy w temacie, ale w codziennym zabieganiu zdarza się zapominać o niektórych rzeczach, a ten eksperyment zmusza mnie do analizy, co mi się podoba
Wiesz, staramy się, ale nie wszystko u nas jest tak 100% eko. Często wiele rozwiązań ekologicznych jest po prostu za droga, bo to NIESTETY nie jest masówka... Jednak robimy to co w naszej mocy! :-) Szkoda tylko, że jesteśmy odosobnieni, bo Paragwajczycy mają bardzo kiepską świadomość ekologiczną.
UsuńAle pociesza nas gorące Słońce ;-) Ja już nie wiem, czy przeżyłabym zimę w Europie... Kiedy Wy marzniecie i z tęsknotą wypatrujecie wiosny(współczuję, współczuję, współczuję!), my tutaj wysiewamy ogródek na sezon jesienno-zimowy, córcia kąpie się jeszcze w basenie sąsiadów, a ja szyję kolejne letnie spodnie... :-)
Ja saszetki po kocim żarełku płuczę i wyrzucam do plastiku, i nawet nigdy mi nie przyszło do głowy, że to nie jest plastik. Ale w sumie w mieście są kontenery na tworzywa sztuczne wszystkie razem: puszki, plastiki, itp.
OdpowiedzUsuńdzięki, na prawdę jakoś mi nie przyszło do głowy że to plastik! jutro opłuczę i wrzucę do waorka :)
UsuńMy ścinki szmat palimy w piecu. Ale tylko takie naprawdę ścinki-makarony, nie większe. Można tak?
OdpowiedzUsuńtakie małe to zdarzało mi się do kominka wrzucić, ale te większe i nie do końca naturalne to jednak laduja w koszu
Usuń