Waszemu i swojemu pokrzepieniu. Muza też krzepi
Od tygodnia na szafce w przedpokoju leży paczka, nierozpakowana. Mówię wczoraj do P, żeby to zabrał i zwolnił miejsce na inne rzeczy. A ten, ze przecież to moja paczka. No tak. Jeszcze nie otworzyłam więc kochana O. nie wiem czy rzutnik działa, ale jak sprawdzę to dam niezwłocznie (powinnam się wyrobić w ciągu miesiąca :D) znać.
Paczki i poczta to ogólnie dosyć drażliwy temat jest. U nas w mieście poczta to porażka i na dodatek daleko. Taka do odbierania, bo ta do wysyłania to o połowę bliżej ale czynna w godzinach niedozapamietania . Dzisiaj byłam na tej do wysyłania, z naręczem drobnych pakunków i jednym ogromnym (naprawdę muy grande) pudłem, torebką w paski własną, dzieckiem płci męskiej i trzema pluszowymi kotami i małym szmacianym ptaszkiem!!! Ptak i koty nie wiedzieć czemu nie mogły poczekać w samochodzie. Prawie wszystko udało mi się wysłać, oprócz tego mega pudła, bo nie było zapakowane w szary papier, no nie było, ale po pierwsze primo szarego akurat w domu nie miałam, po drugie primo zamalowałam markerem newralgiczne napisy, ale jak się okazuje niedostatecznie dokładnie. Obok poczty jest papiernik, stwierdziłam, że nie będę milion razy jeździć to kupię papier zapakuję i już. Papiernik otwierają o 10, mieliśmy z dzieckiem i pluszowym zoo jeszcze 20 min, to skoczyliśmy do taniego ciuszka. Poszukać zielonych materiałów i coś nawet nam się udało znaleźć, zielonego i fioletowego. Z powrotem do poczty-papiernika, parkujemy, wysiadamy, lecimy, a na sklepie karteczka, że dzisiaj od 12. :D Pudło nadal w samochodzie.
W zeszłym tygodniu zajechałam na bazarek w celu kupienia kalafiora, ale spotkałam dawno niewidzianą koleżankę, gadałyśmy i gadałyśmy, Z już zdążył lekko skostnieć, więc szybko do pierwszego straganu, kalafiorów niet, le za to pyszna bezłykowa fasolka szparagowa. Wzięłam, chociaż moje ostatnie doświadczenia z fasolka były zniechęcające. Fasolka okazała się tragiczna, kasza gryczana wyszła jakaś sucha, aby urozmaicić ten nieciekawy posiłek postanowiłam podać ogórki kiszone, otwieram słoik, jakoś takie dziwne mi się wydały, ale spoko zanurzyłam rękę i wtedy ze słoika uniósł się fetor. Oho, ogórki tez niejadalne, ale to nic, trudno. Niestety odór przylgnął do mojej dłoni na amen, a ja miałam w planach wyjście na warsztaty!!! Szorowałam, moczyłam, nic, spryskałam się w końcu perfumą od stóp do głów, lepiej wyjść na modnisię niż śmierdziela ;)
Nowa torba dla B, z pięknymi biskupimi akcentami + czarny len. Mam nadzieje że się spodoba :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz