Nie miałam w planach pisania dzisiaj niczego, chciałam zrobić sobie jakiś banner z moim zdjęciem u góry bloga hehe, ale po pierwsze nie jestem przekonana do wstawiania mojego zdjęcia, a po drugie nie mam żadnego fajnego pod ręką. Ściemniam, mam jedno nie najgorsze, ale chyba muszę nieco nad nim popracować, jakiś krafciarski sznyt dodać, bo moja gęba na tle szuwarów, może odstraszyć potencjalnych czytelników nie gustujących w Jożinie z B.
Zamiast tego zdjęcie Ziemciucha Loczka, jakby ktoś chciał szukał malarza pokojowego i nie tylko i nie zawsze pokojowego, to on chętnie, co prawda dokładność idzie w parze z ceną (drogi nie jest), dodatkowe efekty dźwiękowe (tu: nieustająca paplanina nie do końca zrozumiała) wliczone w cenę. Odmalowaliśmy pokój Fra. Sam wybrał sobie ten piękny fiolet na ściany i sufit, przy okazji pozbył się tony śmieci z pokoju i moim zdaniem jest o niebo lepiej. On o dziwo również zadowolony :)
Nie mam za wiele do prezentacji, tylko torebkę dla mojej siostrzenicy wielbicielki sów. Wyszła gites, co nie? Różowy dżins - spodenki mojej sis, fioletowe wstawki - resztki koszuli ojca, głębokie wnętrze - moja sukienka z czasów pierwszej ciąży. Sowa jak żywa :D
Spadam szyć, co bym przy następnym razie miała się czym pochwalić :)
aaaa, już miałam kończyć, ale może jeszcze mjuzik, od kilku dni nieustająco podśpiewuję
miłego słuchania i śpiewania ofc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz