Praca w warunkach trudnych, no ale czego wymagać, są święta, wszyscy świętują w domu, na głowie matki prawie. Nie lubię bananów, może stary przekąsi, on lubi, jak skończy pucowanie frontów szafek kuchennych (w święta??????).
Miałam uszyć męską saszetkę. Czy ja lubię wyzwania? Średnio, zawsze się stresuję czy wyjdzie. Uwielbiam opracować jakiś model i potem lecę na jedno kopyto :)
A już coś co ma być męskie to w ogóle ciężko wyczuć jak zrobić, mimo iż w moim domu mężczyzn nie brakuje to nie mają jednolitego gustu. Taki materiał to przecież dziewczęcy, w życiu bym z tym się na ulicy nie pokazał, mama wow, może być, a ta rączka to nie za krótka, nie za długa, a po co w ogóle????
Ogrom sugestii otrzymany od domowników lekko mnie przytłoczył i sparaliżował, ciężko mi było zabrać się do roboty na wstępie, oraz na każdym etapie procesu produkcyjnego. Z założeń ogólnych miałam tylko rozmiar, resztę trza było dopracować samemu. Do uszycia wykorzystałam stary chlebak wykopany w czeluściach szaf moich rodziców. Pamiętam jak przez mgłę iż paskudztwa owego używałam po raz ostatni w czasach wczesnej podstawówki, był beznadziejnie uszyty i niewygodny, ale z braku laku (gustowna torebeczka w kształcie kotka) musiał być kit (czarny chlebaczek w stylu pseudoharcerskim). Chlebak (co to w ogóle za nazwa?????) okazał się zbyt mały więc 2 dni spędziłam na poszukiwaniach odpowiedniej (tu: wystarczająco męskiej) tkaniny z którą mogłabym go scalić. Po przejrzeniu kartonów i zakamarków pamięci zdecydowałam się użyć materiału (damski wg co niektórych) wygrzebanego w ciuszku. Mam nadzieję, że jednak dla mojego klienta okaże się dopuszczalny.
No to tyle tytułem wstępu :D
Saszetka, do ręki, w środku ma dwie przegródki, zasuwana na suwak (ciekawe na co jeszcze mogłaby być zasuwana?)
Pikne wory (podkradam nazwę od jarzki) uszyte na nowej maszynie. Świetnie dała radę z jutą, nawet suwaki się sympatycznie wszywało, jakoś łatwiej i prawie bez problemów. No prawie bo nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pokręciła, jeden wszyłam odwrotnie i trza było pruć.
Pierwszy z bardziej wyblakłym napisem, w środku tkanina safari (z zapasów koko) i kieszonka.
Black & White - uszyta z resztki ikeowskiej tkaniny (z ciuszka) z której powstała saszetka kilka zdjęć wcześniej. Czarna w środku, kieszonka w kratkę, zatrzaski.
Spodnium - wiem, że to słowo nie ma nic wspólnego z torbą, ale bardzo je lubię i podziwiam osoby które z własnej woli przyodziewają się w taki strój. Torba uszyta z moich spodni w paseczki, bardzo podoba mi się ten kolor, no ale ja lubię burasy. Czarna w środku, kieszonka z kieszonki, zatrzaski.
Piłeczki z resztek jak zwykle. Ze wszelakich ścinków pozostałych po krojeniu pluszaków, które jeszcze nadają się na wycięcie łezki. Wycinam, odkładam i jak mam kryzys twórczy to szyję piłkę. Potem jak znalazł na prezenty :)
Sowy z dresowych bluzek w soczystych kolorach. jak można od razu się domyśleć bluzy nie należały do nikogo z mojej familii, bo my bardziej zszarzali jesteśmy. Ptaszyska rozsiadły się na orzechu w ogrodzie i bez kija nie podchodź, ledwo mi się udało to towarzystwo rozgonić i spakować do torby ;)
Zamyślona, zapatrzona, pomarańczowooka, niskozawieszona kocia kieszonkarka. Zagapiła się na moją walkę z ptakami, zaciskała nieistniejące kciuki i to z pewnością mi pomogło, bo już powoli zaczynałam tracić nadzieję na zwycięstwo.
Przeczytałam, poprawiłam błędy i idę świętować dalej. pa
Rosa - niesamowita kobita :-)
OdpowiedzUsuń