Na rozruszanie skostniałych mięśni, bo jedyny wysiłek fizyczny jaki stosuję ostatnio to obgryzanie paznokci, mjuzik, jak się nie ma siły na pląsy, to chociaż potupać stopami można. Ale nie koniecznie, ja nie pląsam ani nie tupię, tylko stukam w klawiaturen.
No tak, nie cała rodzina wybyła, cuda się nie zdarzają, zdążyli się pokłócić w garażu i S został w domu. Może jednak gdzieś wyjdzie jak nie będę o tym głośno myśleć.
Kolejność wklejonych zdjęć nie jest taka jak miała być. Ludzie, ja nie mam do tego siły, ciągle zapominam, że te które zaznaczam na początku będą na końcu, czyli analogicznie, ostatnie będą pierwszymi , jak to ktoś już kiedyś ujął. Nevermind. A przesunięcie zdjęć w tym maciupeńkim okienku przekracza moje możliwości czasowo-cierpliwościowe, bo niestety szybko się denerwuję, bluzgam wewnętrznie i nie tylko. Więc pozostaniemy przy takiej kolejności jak nam blogger zaserwował
Torba większa ma w środku kieszonkę na suwak. Uszyta jest z nieśmiertelnego worka lnianego (one się jakoś same rozmnażają, jak już mam wrażenie, że pocięłam ostatni, gdzieś w bałaganie zauważam rąbek czegoś znajomego i tadam - woreczek), obrusika w kwiatki i we wnętrznościach ma zasłonkę toże w kwiatki z bardzo porządnego angielskiego materiału, która to wisiała w moim panieńskim pokoju i nienawidziłam jej szczerze. Wtedy wolałam inną kolorystykę, na stare lata trochę złagodniałam i nie uważam jej za skrajne paskudztwo.
Torebka numero dos, powinnam powiedzieć raczej torebeczka, uszyta z samiwiecieczego, w środku jakiś błękit, a na klapce aplikacja ptasia. Ptaszek miał być w żywych kolorach, ale doczytałam to dopiero po przyszyciu chłopaka i ma kolory raczej martwe oops. Na szczęście MJS powiedziała, że jest ok. ufff. Nawet big ufff.
Modelka i jej zad niestety ja. Nikt nie chce pozować z torebkami, nawet F już się buntuje. W sumie starego może bym jakoś namówiła (dziki seks, kratka browca, posprzątam w kuwetach i wyjdę z psem wieczorem, jest wiele możliwości), ale on w przy sobocie ma na sobie mało atrakcyjne odzienie, na blogach które przeglądam zdjęcia zawsze dopracowane, a u mnie jakiś dziad w opadającym dresie? Niedoczekanie. Pamiętajcie, jeżeli ujrzycie u mnie na blogu kogoś w dresie, to znak, że coś się dzieje.
Coś bym przekąsiła, ale co można przekąsić na szybko, bez gotowania, jest smaczne, pożywne i poprawia humor?
No jasne - czekolada gorzka z Lidla :D
Najgorsze że nie mam ochoty na słodkie (what?) a i humor mi dopisuje, no trudno jakoś się zmuszę ;)
love :-)
OdpowiedzUsuńTorby super!
OdpowiedzUsuńJa na szybko wsypuję sobie do buzi prosto ze słoika pestki słonecznika (łuskane oczywiście), strasznie dużo ich pochłaniam, właściwie co druga wizyta w kuchni tak się kończy...