W zeszłym tygodniu był jeden dzień w którym przez kilka chwil na niebie rozbłysło słońce, szybko wykorzystaliśmy aurę do zrobienia zdjęć kotom. Oczywiście w stylu przaśno-domowym, żaden szał, ale i tak zabawki lepiej mi wychodzą niż torby. Na zdjęciach aj min.
Koty uszyłam jeszcze przed kiermaszem walentynkowym o którym wspominałam kilka postów temu. Kiermasz udany był średnio, z braku kupujących. Jacyś byli, nie powiem, że zupełnie nikt się nie pojawił, ale skąpo. A miejsce fajne, podobno hipsterskie zagłębie, cokolwiek to znaczy.
Dzisiaj serwujemy koty. Koty niskozawieszone, bezrękie, bezogonowe, a w aktualnej wersji - bezszyjne. Szyje były newralgicznym punktem, szyło się ok, wypychało też niby ok, ale z czasem jakoś się rozluźniały, wypychacz się przesuwał i nie wyglądało to atrakcyjnie, drażniło mój minimalny perfekcjonizm.
Nie opisuję dzisiaj bo po pierwsze primo nie chce mi się, a po drugie primo wszystkie bluzy już wcześniej brały udział w zdjęciowych sesjach jako pluszatory różnej maści.
Wzorzyste Cats
Różowe Cats
Lilowy Cat
Gray Cats
Koty tugeda w aranżacji Ziemkowej, bardzo gustownie poustawiane.
Ziemek gada cały czas, na okrągło, gęba mu się nie zamyka. Mnóstwo zdań kończy takim pytajnikiem: dobrze? Dzisiaj rozebrał się do goła, wariował po materacu, nagle słyszę: Mama, posikałem się na łózko, dobrze? Dobrze.
Lubię Cię czytać Rosa :)
OdpowiedzUsuńdzięki Ewa :) cieszę się :)
UsuńAle fajne te koty !
OdpowiedzUsuńFajne mimo iż bezszyjne? :D a tak w ogóle to ten lilowy miał bliźniaka, który moim zdaniem był kompletnie nieudany, ale od razu sie sprzedał na hipsterskim kiermaszu :D
UsuńGenialne :D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńWiesz co... jak tak patrzę na te twoje koty, to przypomina mi się moja zabawka z dzieciństwa. Gdy byłam malutka, miałam jakiś roczek, dostałam (nie pamiętam od kogo) takiego pluszaka, ale futerkowego- kotka. Podobno kotek kiedyś wyglądał normalnie, miał nogi, ogon, uszy (ja tych czasów też nie pamiętam). Ponieważ to była moja ukochana zabawka, cały czas kotka miałam przy sobie, cały czas go głaskałam, z nim się kąpałam, spałam, jadłam, itd. Skutkiem tego był opłakany stan kota, ciągle powycierane futerko, które moja babcia starała się uzupełniać na bieżąco skrawkami futerka króliczego. Żywot kota nie był łatwy, więc z czasem stał się takim właśnie połatanym kadłubkiem, bez odnóży, sam tułów i głowa, wyglądał jak futerkowy frankenstein, takim go pamiętam :D
OdpowiedzUsuńkot kadłubek (miał na imię Wincenty? ;)) rządzi, nawet myślałam o uszyciu czegoś w tym stylu, w końcu minimalizm jest na topie :) nie masz frankena na focie?
Usuń:)
OdpowiedzUsuńjakie bezszyjne jak to całe szyjo-koty :D
OdpowiedzUsuńdzióbki są super
szyjo-koty powiadasz, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuń