poniedziałek, 27 lutego 2012

torby nad torbami i innymi wytworami

Dzisiaj też mega zdjęciowo, i na dodatek jeszcze udało mi się w lutym załapać. Nieśpiące dziecko (czołg i bob już praktycznie nie działają) nie ułatwia prowadzenia bloga. Ale jakiś czas temu włączyłam mu baję na tv z zamiarem poblogowania w tym czasie, ale F przyszedł z zadaniem domowym - ułożenie krzyżówki na religię - zadanie domowe zakończyło się sukcesem, natomisat baja się skończyła i piszę już w towarzystwie tego oto chłopca.Ziemniaczek spożywa marchewkę zanurzaną w pesto pietruszkowym oraz pseudo hummusie z grochu. Wchodzi jak widać. :)
Podkład muzyczny na dzień dzisiejszy


Fra powrócił - klasówka z historii, u nas nie da się popracować w samotności, co za pech, a może szczęście? :)

Wróćmy do torebek. Od wczoraj próbowałam zrobic im zdjęcie, ale nikt, zupełnie nikt nie chciał wystąpić w roli modela. Dzisiaj rano pojechałam do mamy, z naręczem toreb i zamiarem namówienia jej do pozowania. Ale jak zobaczyłam w co jest ubrana, to jednak pomysł upadł. Ale co innego mi przyszło do głowy, bez proszenia, samodzielnie i efekt zupełnie w porządku.

Number one - Oliwkowa Farma - uszyta ze spodni. Chyba ciążowych i na pewno nie moich, weszłam w ich posiadanie, gdy wróciły do mnie moje ciążowe ciuchy i jakoś nikt na nie nie reflektował, mają taką fajna kieszonkę, więc szkoda było wyrzucić, nawet miałam przerobić je na spódniczkę, ale jakoś nie mogłam jej sobie wyobrazić do końca. Może to i lepiej.

W środku zasłonka w paski, kieszoneczka. Zapięcie magnetyczne.
Kolejne dwie - Just Jute - z jutowego worka (ale zaskoczenie ;) ). Zakupionego w zeszłym tygodniu na allegro. Stan tych worków był adekwatny do ceny. Musiałam czyścić je z resztek kawy, wyprać, wyprasować, ale opłaciło się, bo juta jest fajna, zmiękła nieco i nie wygląda przaśnie. No dobra tylko trochę :)

W środku obie maja kolorową zasłonką - wesoły wzór, kieszonkę. Zapięcie magnetyczne.
(Zaraz oszaleję, słuchanie jednym uchem o historii starożytnego Rzymu nie pomaga w kreatywnym pisaniu. Teraz gadają o fizyce. Co za dom!!!!)

Czwarta - Wakacje W Marsylii - ten niebieski obrusik, o którym już kiedyś pisałam. Ozdobiona motywem z drzewami, nie wyszywałam ręcznie tylko maszyną.
Zbliżenie na drzewka i góry.
Kolorowa zasłonka, kieszoneczka, magnetyczne zapięcie.
Piąta - Czarna Mamba - uszyta z żakietu. Nabyłam go milion lat temu w ciuszku, fajny miał materiał, miły w dotyku, kolor ponadczasowy, chwyciłam bez przymierzania. Niestety w domu okazało się, że rozmiar 46 (!), nie mój, ale i tak ze dwa razy w tym wystąpiłam :)
Zasłonka w paseczki, kieszonka, magnetyczne zapięcie.
No i tu słowo od autora. Miałam sześć torebek, ale podczas robienia zdjęć gdzieś mi jedna zaginęła, miotałam się z wewnętrznym bluzgiem (nie przy dziecku przeca) i aparatem po pokoju, w końcu skapitulowałam. Wieszak odniosłam na miejsce, zawiesiłam tonę kurtek, toreb i innych pierdów, wróciłam do pokoju i pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była ta oto torebka.

Zaginiona Arka - zasłona w paseczki, z aplikacja kocią. Dokładnie fragment kociej głowy naszyty na dole, taki dyskretny, nienarzucający się, ale wprawne oko dostrzeże animalistyczny akcent.
Rzut oka na akcent.
W środku niebiesko, kieszonka i zapinka magnetyczna as usuall .
Przyznam sie do mojej słabości - nie przepadam za wszywaniem suwaków. One mnie często wprost zniechęcają do pracy, warczą tymi zębami :"i tak ci się nie uda", "na 100% wszyjesz odwrotnie", "polubiłaś pięciokrotne prucie?" jak to słyszę to mi się odechciewa szyć. Paraliż. Więc zamówiłam na próbę magnetyczne zapinki - są genialne, na coś takiego czekałam całe życie ;)

Wisienką na dzisiejszym torcie będzie kilka potworów. Miałam już skończyć z pluszakami bo i tak dużo naszyłam, ale gustowne fioletowe welurowe dresy (tak, tak, tak) natchnęły mnie do ostatniego zrywu zabawkowego. Ale jak to możliwe, ktoś może zapytać, że pozbywam się swoich ulubionych spodenek na jogę. Otóż jogę mam teraz w innym miejscu, w klubie sportowym, gdzie zupełnie nie wypada wyskoczyć w przedpotopowym welurze. I żeby mnie już nigdy nie korciło pocięłam dresik, na 10000% nie będę go zeszywać z powrotem. Chodzę teraz w legginsach w kropeczki, tez mało wyjściowe, ale w porównaniu z fioletem to można powiedzieć, że są top trendy.

Znajome sowy, ten sam wykrój co zwykle, ale fiolet nadaje im głębi :)
I Guziec - szwagier ciotecznej babki Jelenia, pozytywnie nastawiony do życia, lubi koty, ma kieszonkę na drobne i grube, śpi lub wypoczywa wedle uznania. I dopytałam się u źródła (szwagier...), sprząta pod łóżkami, ale niedokładnie :D

Uff, udało się, co prawda nie lubię pisać w chaosie, ale w sumie jaki mam wybór? No w sumie można by po nocy, ale nie mam siły na to :)

wtorek, 21 lutego 2012

yuta's back

W tak zwanym miedzyczasie (miedzy praniem, kolacją i snem) postanowiłam uszyć torbę podróżną. Dla siebie. Za rzadko szyję dla siebie, Fra ma rację. No ale wracając do tematu, co postanowiłam, to i zrealizowałam. Postanowiłam w niedzielę i cały dzień zajęło mi zastanawianie się: z czego by ja uszyć, żeby nie była ohydnym worem z którym wstyd z samochodu wysiąść za widoka. I nagle bach, zerkam na półkę i z wysypujących się stosów szmat łypie na mnie jutowy worek. To jest to! Ponadczasowa klasyka, prawie jak ja :D

Torba jest pojemna, Ziemniaczek zapakował do niej multum lal i innych stworzeń, może dlatego wygląda nieco bezkształtne. Ale ona nie potrzebuje się promować. Plan zdjęciowy wybrany przez samiwieciekogo, nie będę się powtarzać w każdym poście.
Świetnie się komponuje na tle pociągów, wynika z tego chyba, że do podróży koleją też by się nadawała.
Po torze, po torze, po torze, przez most...

Ma suwak i niespodzianki w środku. Niebieskie wnętrze to obrusik z tego taniego ciuszka w likwidacji wszystko po 1 zł gdzie Ziemniak urządził popis z wrzaskami.
Które szybko trzeba wyjąć, bo się poduszą biedaki. A mi się wydawało, że to przepuszczający powietrze materiał jest, błąd, dziecko wie lepiej. Zawsze.
Dziecko tez można spakować, wymiarowo jest ok, no i oddychający materiał ;)

niedziela, 19 lutego 2012

Potwory różnej maści

Dzisiaj, przy niedzieli trochę zdjęć, a nawet jak na mnie to więcej niż trochę. No bo jak jest sporo ilustracji to tekstu nie trzeba dużo a i tak wygląda w miarę interesująco. Zazwyczaj z fotami u mnie krucho, więc słowami nadrabiam. Ale nie dzisiaj, napstrykaliśmy z chłopcem malutkim sporo. I nawet się w kadr nie wpychał, będą z niego ludzie ;)

Na pierwszy ogień mrówki, wg starego projektu Fra. Pozwolił mi skorzystać w celach komercyjnych, więc wykorzystując jego łaskawość kilka skroiłam.

Czarne, niby nic, niby każdy je zna, widział tysiąc razy, ale mogą być prawdziwym utrapieniem. Ta po lewej (podkoszulek elastyczny damski) wygląda na niezła figlarkę, pozostałe dwie (polar szwagra) zdają się ją stopować w niektórych sytuacjach.
Spragnieni mocniejszych wrażeń? Czerwone, no to już nie przelewki, spotkanie z nimi nie należy do przyjemnych. Niby miękkie, przyjemne w dotyku (bluza Simona), ale potrafią nieźle dać w kość.

I na ostatku coś dla prawdziwych koneserów. Niesztampowe dziewczyny, wymykające się wszelkim regułom, wyglądają na przyjaciółki, ale nic podobnego, nie grają w tej samej drużynie od lat. Ta z lewej to prawdziwy urban warrior (bluza Pio), ta z prawej - typowy poker face, dwustronna kieszonkarka.
Czekają na nowe domy, żeby się tam rozpanoszyć i dokuczać. Tęsknie spoglądają w oczy po drugiej stronie ekranu (na mnie nie działają, chyba jestem uodporniona na mrówczy urok).Sowy, pokochałam je. Są takie przytulne, zupełne przeciwieństwo tych podstępnych owadów. To inna liga. Bez tej zawziętości, kombinatorstwa wypisanego na twarzach, są stateczne, poważne, doradzą, utulą, można na nich polegać.Materiały: bluzy: Si, Pio, szwagier i jakiś dziecięcy sweterek. Chociaż z bluzy szwagra to raczej krokodyla powinnam uszyć, może jeszcze został kawałek na gadzinę, poszperam.
Ślimaczki, podręczne mięczaki, całkiem wlepne, lubią się zagnieździć na łóżku, wrastają normalnie w materac, trzeba niezłej siły żeby przegnać je precz.

Nie bez przyczyny wybrałam powyższy utwór jako tło muzyczne, przed nami cała seria kieszonkowców.
Pierwszy dziwny, Fra nazwał go Niewidzialny Templariusz (bluza dziecięca). Niech będzie, potrafi praktycznie bezszelestnie wślizgnąć się do czyjegoś świata.
Drugi dziwny, Jeleń. Nie wiem czy Gustaw czy Ireneusz, nie chciał mi wyjawić, ale takie niedopowiedzenia budują ta tajemnicza otoczkę, nie wiemy kim jest, ani czym, skąd pochodzi, co lubi, jak zachowuje się w domu, czy umie gotować, a co najważniejsze - czy zamiata pod łózkami. To propozycja dla odważnych.
Pozostała Trójca mniej dziwna, bezrękie kotowate. Sympatyczne, wesołe, znajome, ale z pazurem.
Ciekawe czy jak w tych kieszonkowcach mamonę przechowywać to się rozmnoży? Sprawdzę i powiadomię o efektach.
Oby tak :D

czwartek, 16 lutego 2012

domowa manufaktura vol 2

Jak zwykle w biegu, w biegu szycie, w biegu zdjęcia, w biegu blog, w biegu obiad. Udało się Ziemczyka ululać, dzisiaj nie zastosowałam czołgu tylko super nudnym monotonnym głosem szepczącym czytałam boba budowniczego. Samej mi się oczy zaczęły zamykać :)

Zdałam sobie sprawę, że już prawie wszystkie rzeczy mi się rozeszły, więc wpadłam w wir pracy. Dosłownie wir, bo ja nie umiem tak powoli, pomalutku, po troszku. Od razu pół hurt.

Lala jest, jak to Ziem ujął. Skończyły mi się różowe włosy!!!! Szukam po ciuszkach tanich czegoś w tym rodzaju, ale bida. W sumie złote włosy też się skończyły. Lale z dziecięcych i młodzieżowych podkoszulków, sweterków, spódniczek, legginsów, whatever

Konik dla M - z powłoczki na poduszkę :)

A to portfelik dla Fra. Sam zaprojektował i suszył mi głowę przez dwa dni, w końcu uszyłam i wyszedł nieźle. Jeszcze dopracuję szczegóły, poszukam krótkich suwaków (bo ten wypruliśmy ze starej bluzy) i zaczynam pół hurt.
Koty w paski. Jeden dla M, ponieważ udał się i wszystkim się podoba, to uszyłam jeszcze dwa. Czarno-białe legginsy i żółtawy podkoszulek.

Ślimaczki, czerwony z chłopięcej bluzy, zielony z damskiego sweterka. Lubiłam ten sweterek, ale szarpnęłam kiedyś nim zbyt mocno (nie mam lekkiej reki, oj nie) i się popruł dziadyga przy dekolcie. Najpierw miałam pomysł, żeby to poprucie zamaskować czymś, ale nie za bardzo wiedziałam czym, no bo wszelkie aplikacje i koraliki są nie w moim guście. Później miałam go wyrzucić, ale było mi szkoda, to wylądował w kartonie z ciuchami do przeróbek i doczekał się na swoją kolej (nawet dosłownie, bo jakieś tory tam w tle widać) :)


Aranżacje wyrobów zrobił Ziem. On jeszcze na razie chociaż trochę mi pomaga. No i nie mówi za dużo, więc nie mamrocze przy tym pod nosem jak bracia (przypominam: zrobiłaś sobie z dzieci niewolników itd)

Idę się delektować chwilą ciszy, zanim się niektórzy obudzą a pozostali wrócą z placówek edukacyjnych, a jeszcze inni przypomną sobie że są głodni, a jeden stwierdzi, że czas na spacer. Mi vida.

piątek, 10 lutego 2012

torba i torba

Mieliśmy dzisiaj gości więc wykorzystałam koko do roli modelki, milion razy lepiej się z nią współpracuje, niż z Fra (tylko żeby nie było widać ani kawałka mojej twarzy, dlaczego zawsze ja z damska torebką, zrobiłaś sobie niewolników z dzieci)

czarna torba uszyta z płaszcza (ale nie tego płaszcza) kupionego jakiś czas temu za 8 zł. Nawet go na siebie nie założyłam, nawet nie wiem co mnie podkusiło, żeby go kupić. Ale torba wyszła całkiem sympatyczna
W środku ma materiał w kształty zwierzątek, słabo coś widać na tym zdjęciu. Materiał był poszewką na dziecięcą kołderkę, wygrzebany w niezawodnym ciuszku.


Druga torba - fason ten sam, materiał obrusik znany już z poprzednich postów. To już ostatnie jego tchnienie, bowiem się skończył, w środku cud angielska zasłona kwiatowa (mam jeszcze sporo zapasów)


a to już ja, torba pasuje do różnych strojów i wnętrz :)

Miałam ułożona historyjkę do napisania, ale nie zdążę, bo obiad nieskończony, a Ziemczyk lada chwila się obudzi. Tak, tak, wymęczony gośćmi ;) padł. Co prawda musiałam mu lekko pomóc nucąc fantastyczną kołysankę dziecięcą tzw. piosenkę o czołgu (deszcze niespokojne .....). Daję chłopakowi czas do dziesiątego powtórzenia, jeżeli nie zaśnie to przerywamy eksperyment. Dzisiaj wystarczyły cztery :)